Był piątek, 31 stycznia, ok. godz. 14.30, ul. Wawelska przy salonie Land Rovera. Ta akcja mogła i pewnie miała zrobić wrażenie: dwie ciemnozielone furgonetki z "bombami" na dachach zablokowały osobową toyotę z przodu. Dwie kolejne- z tyłu. Z samochodów wyskoczyli funkcjonariusze z bronią ostrą, ubrani w kamizeli kuloodporne i ruszyli do zablokowanego samochodu.
Pracował na dwa etaty: kradł samochody i przechowywał w nich narkotyki!
Jeden podbiegł od strony pasażera, drugi od strony kierowcy: otworzyli drzwi i dosłownie wyrzucili mężczyznę siedzącego za kierownicą. Przy akompaniamencie okrzyków "Gleba! Spokój!" został rzucony na ziemię.
KOSZMAR: uderzył mężczyznę w twarz i wybił mu oko!
Skuto mu ręce za plecami i dosłownie jak prosiaka powleczono przez kałużę po ziemi do drugiej furgonetki. Tam dopiero go postawiono na nogi i wsadzono na pakę - relacjonuje świadek całej akcji. - Widząc, co się dzieje, wyciągnąłem telefon, by zrobić zdjęcia. Natychmiast jeden z nich doskoczył do mnie i kazał schować aparat - dodaje.
Od miesięcy dręczył swoją rodzinę: Policjantów przywitał z nożem w ręku!
Próbowaliśmy dowiedzieć się od rzecznika ABW, co się stało, kogo zatrzymano. Telefonicznie nie chciano nam udzielić odpowiedzi. Wysłaliśmy więc pytania mailem. Czekamy na odpowiedź.