Szykowana przez Ratusz śmieciowa rewolucja naprawdę mocno uderzy nas po kieszeni i to bez względu na to, którą z zaproponowanych przez urzędników metod naliczania opłat wybiorą wkrótce radni. Opłata od gospodarstwa domowego wynieść ma 45 zł miesięcznie bez względu na liczbę domowników. Z kolei opłaty liczone od powierzchni lokalu wyniosą 0,80 zł za mkw. w mieszkaniach do 60 mkw., a w większych doliczyć trzeba będzie stawkę 0,80 zł pomnożoną przez wskaźnik 0,85 i każdy dodatkowy metr. Niestety ci, którzy nie będą segregować śmieci, zapłacą jeszcze więcej. Stawka od gospodarstwa domowego wzrośnie dla nich do 63 zł, a ta od powierzchni do 1,12 zł za mkw.
Bez względu na metodę będzie drożej, a co gorsza - niesprawiedliwie. Dlaczego? Przy stałej opłacie za gospodarstwo osoba mieszkająca samotnie zapłaci tyle samo co... 5-osobowa rodzina, która produkuje przecież znacznie więcej śmieci. W przypadku opłaty od metrażu taki lokator w dużym mieszkaniu zapłaci więcej niż 5 osób w kawalerce 30 mkw., choć też produkuje mniej śmieci! Nie pomogą nawet szykowane przez Ratusz zniżki, bo załapią się na nie tylko najbiedniejsi. Warszawiacy widzą te absurdy i już dziś pukają się w czoło. - Obie wymyślone przez urzędników metody są złe, bo są po prostu niesprawiedliwe. Powinni wymyślić jakiś inny sposób, a nie zdzierać z ludzi jak leci - mówi Iwona Brutel (32 l.) z Grochowa.
Decyzja o wyborze jednej z dwóch metod zapaść może już na najbliższej sesji rady miasta, która odbędzie się 17 stycznia. Opozycja już zapowiada gorącą dyskusję. - Te pomysły to efekt zaniedbań i niekompetencji Platformy nie tylko w Warszawie, ale na poziomie całego kraju - mówi Dariusz Figura (47 l.), radny PiS, i nie zostawia na pomysłach urzędników suchej nitki. - To nie abstrakcyjne byty, jak powierzchnia czy gospodarstwo, produkują śmieci tylko ludzie. Opłaty powinny być liczone od liczby osób, choć i to nie byłby doskonały system - mówi. Zdaniem PiS byłby jednak znacznie sensowniejszy.