Martyna (20 l.) trenowała bieganie, marzyła, by zostać tancerką. W czerwcu ubiegłego roku postanowiła jednak zrzucić kilka kilogramów. W Internecie znalazła tabletki, które miały jej to zapewnić. Zmarła zaledwie tydzień po rozpoczęciu kuracji odchudzającej. Cudowny środek, który kupiła w sieci od Macieja Ż., zawierał trujący dinitrofenol (DNP). Substancja używana w Wietnamie do niszczenia lasów, miała powodować gwałtowne spalanie tłuszczu. Dziewczyna dosłownie ugotowała się od środka...
Zobacz: Warszawa. Stołeczne baseny zapraszają w upały!
W piątek ruszył proces Macieja Ż., któremu za tę śmierć grozi 12 lat więzienia. Do sądu okręgowego doprowadzono go z aresztu. Z kamienną twarzą słuchał zeznań rodziny Martyny. Siostry Pauliny (23 l.), brata Kamila (19 l.) i matki, która do dziś nie może zrozumieć, co popchnęło jej córkę do zażycia tych tabletek. - Martynka była inteligentną, pełną życia dziewczyną. Nigdy nie narzekała na wygląd. Była szczupła. Nic nie mówiła o potrzebie zrzucenia kilogramów - mówiła matka dziewczyny Teresa Szwaczyk. Trudno jej było ukryć emocje.
- Czy pan też by podał takie dziadostwo na odchudzanie swojej córce? - pytała oskarżonego kobieta. Odpowiedź Macieja Ż. nie tylko ją wprawiła w osłupienie. - Tak. Oczywiście - stwierdził bez ogródek. Matka Martyny twierdzi, że wybaczyła Maciejowi Ż. - To człowiek bez skrupułów i moralności. Nie czuję jednak do niego nienawiści. Nie pozwala mi na to wiara - wyznała. - Ale nigdy nie pogodzę się ze śmiercią mojej córki - dodała.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail