Warszawa sparaliżowana. Gigantyczne korki na Mokotowie
Kierowcy w Warszawie przeżywają koszmar. Wszyscy mówią zgodnie - jazda po mieście jest tylko dla wytrwałych. Cały Mokotów stanął w wielkich korkach. Auto za autem i tak bez końca. W godzinach szczytu sznury samochodów ciągną się w tej dzielnicy po horyzont. Stołeczni urzędnicy sparaliżowali najważniejsze ciągi komunikacyjne organizując serię remontów w tym samym czasie i ciągle ograniczając ruch poprzez zwężanie jezdni i wprowadzanie buspasów. Zdenerwowani kierowcy mają dość i głośno apelują o zaprzestanie tego drogowego kataklizmu. Ekipa „Super Expressu” postanowiła sprawdzić i udokumentować jak w praktyce wygląda poruszanie się po Mokotowie autem w godzinach szczytu. Niestety doniesienia i skargi czytelników się potwierdziły.
8 kilometrów w 48 minut
Reporterzy zaparkowali redakcyjne auto przy ul. Komputerowej. Aby test był miarodajny poczekali na moment, w którym pracownicy tamtejszych biur ruszają do domu. Wyjazd z parkingu zanotowali o godz. 16.20. Nie trzeba było długo czekać. Samo opuszczenie miejsca postojowego już zabrało kilka minut, bo trudno było wcisnąć się w sznureczek aut czekających na zielone światło. Dalej już było tylko gorzej. Dziennikarz wybrał trasę, która kiedyś teoretycznie była uznawana za skrót omijający korek w Dolince Służewieckiej. Jechał ulicami: Postępu, Domaniewską, Puławską, Idzikowskiego, Witosa i Czerniakowską. W założonej lokalizacji przy ul. Bartyckiej był dopiero po 48 minutach. Powyższa trasa liczy około 8 kilometrów. Samochodowy komputer wskazał, że podczas pokonywania tej odległości aż 28 minut auto stało bezczynnie w korku. Ten uliczny horror niektórzy muszą przeżywać codziennie. - Dwa lata temu tę trasę pokonywałam w jakieś 12-15 minut. Dziś jadę nawet godzinę – komentuje nam czytelniczka Antonina.
Obejrzyj materiał wideo z przejazdu dziennikarzy:
Urzędnicy mieli dwa wyjścia. Wybrali lepsze zło?
Stołeczni urzędnicy proponują by najlepiej zostawić auto w domu i przesiąść się do komunikacji miejskiej. Na pytanie o kumulację remontów odpowiadają, że nie dało się inaczej. - Podejścia są w zasadzie dwa: albo prowadzić remonty niezwłocznie po uzyskaniu niezbędnych zezwoleń – nawet jeśli oznacza to jednoczesną realizację remontów w wielu lokalizacjach, albo dążyć do rozkładania ich w czasie. W drugim z tych przypadków można odnieść wrażenie, że remonty, a także wiążące się z nimi utrudnienia w ruchu, się nie kończą. Zwłaszcza w przypadku dużych inwestycji nie wszystko można jednak zaplanować. Start prac zależny jest m.in. od tego, jak szybko uda się dopełnić formalności związanych z inwestycją, zakończyć procedury przetargowe, rozstrzygnąć ewentualne odwołania – stwierdził Jakub Leduchowski z warszawskiego ratusza, który zwrócił również uwagę na to, że w dobie szalejących cen materiałów budowlanych urzędnicy chcą jak najszybciej realizować swoje inwestycje, bo odkładając je w czasie może się okazać, że będą jeszcze droższe.
- Remonty bez wątpienia są w jakimś stopniu uciążliwe. Są jednak konieczne do tego, by utrzymać stan dróg, ale też podziemnej infrastruktury, na odpowiednim poziomie i zapewnić warszawiankom i warszawiakom komfort w dłuższej perspektywie. Zwracam uwagę, że zachowujemy przejezdność remontowanych ulic – nie jest to normą w innych miastach, gdzie remontowane ulice często wyłącza się z ruchu całkowicie – dodał urzędnik.
Będą korekty
Warszawski ratusz zapewnia, że dokłada starań by inwestycje prowadzić w sposób jak najmniej utrudniający funkcjonowanie mieszkańcom. - Wprowadzone projekty organizacji ruchu są cały czas obserwowane, zarówno w terenie, jak i zdalnie – dzięki Zintegrowanemu Systemowi Zarządzania Ruchem. Poprawki i korekty wdrażane są na bieżąco. Zostały one już przygotowane m.in. do organizacji ruchu wdrożonej w związku z budową linii tramwajowej do Wilanowa – dodał Jakub Leduchowski, który wyliczył, że w najbliższych dniach ma się zmienić organizacja skrętu w lewo z ul. Dolnej w Ludową jadąc od Puławskiej, poprawi się programowanie sygnalizacji świetlnej i oznakowanie poziome na ulicach, które ułatwi wjazdy mieszkańcom w boczne uliczki.