Bieg, w którym udział wzięło około 18 tys. osób, wystartował w niedzielne południe. Dramat rozegrał się na mecie. Po przekroczeniu jej linii, po godz. 12.50, jeden z biegaczy upadł i stracił przytomność. Na pomoc Tomaszowi N. rzucił się biegnący obok lekarz, do którego chwilę później dołączył jeden z zabezpieczających imprezę ratowników medycznych.
- Pomoc została podjęta natychmiast - mówi rzecznik imprezy Sławomir Rykowski. - Przez cały czas w pobliżu mety stała w pełni wyposażona karetka pogotowia i w niej kontynuowana była reanimacja. Pacjent trafił potem do szpitala przy ul. Czerniakowskiej - dodaje. Niestety, po blisko półgodzinnej reanimacji w szpitalu mężczyzna zmarł.
PRZECZYTAJ: Śmierć na mecie "Biegnij Warszawo" - jest oświadczenie organizatorów
To niejedyny wypadek podczas niedzielnego biegu. Do szpitala przy Czerniakowskiej trafiło też dwóch innych biegaczy, którzy zasłabli. Oni jednak szybko zostali wypisani do domu. Pomocy wymagała też Dominika Krawczyk (29 l.).
- Nie dobiegłam do mety, bo po 9. kilometrze krzywo postawiłam stopę na nierównym asfalcie i skręciłam kolano. Czeka mnie gips - opowiada młoda biegaczka. I przekonuje, że podczas biegu zapewniono jej profesjonalną i ekspresową opiekę.
Przyczynę śmierci Tomasza N. pomoże ustalić sekcja zwłok. - Podczas biegu organizm zużywa ogromne ilości energii i samo to może w niektórych sytuacjach decydować o zgonie. Powody mogą być jednak różne. Od tzw. nagłej śmierci sercowej i utajonej wady serca przez zaburzenia spowodowane niedoborem potasu lub magnezu i nagły spadek poziomu cukru aż po wirusową infekcję, która osłabia układ krążenia - wyjaśnia dr Leszek Marek Krześniak, internista.