Agnieszka Nowak (36 l.) dziewięć lat temu wprowadziła się do dwupokojowego komunalnego mieszkania dziadków przy ul. Grochowskiej.
- Są schorowani i wymagają opieki. Chciałam być na miejscu i im pomagać - opowiada kobieta, która bez problemu zameldowała się w lokalu. Wkrótce urodziła córeczki - Weronikę (5 l.) i Justynkę (4 l.). Żyli spokojnie razem, regularnie opłacając rachunki. Do września ubiegłego roku.
Patrz: Dramat rodziny Anny Matusiak: Zabrali mi dzieci bo nie mam szkół
Wtedy urząd poinformował rodzinę, że pani Agnieszka i jej dzieci nie mają wymaganej zgody na mieszkanie u dziadków. - Złożyłam więc wniosek. Myślałam, że to zakończy sprawę - mówi pani Agnieszka. Zamiast zgody na początku stycznia przyszedł nakaz opuszczenia lokalu.
Dzielnica dała im czas na wyprowadzkę do końca marca. - Nie wiem, co z nami będzie. Przeszłam dwa zawały. Mąż ma raka prostaty. Nie jest w stanie już nawet sam wstać z łóżka. Potrzebuje ciągłej opieki - opowiada ze łzami w oczach Marianna Królak (79 l.), babcia pani Agnieszki.
Na urzędnikach nie robi to jednak wrażenia. - Członkowie rodziny powinni sobie pomagać. Sprawowanie opieki nad osobą bliską nie wymaga jednak zamieszkiwania z nią na stałe - stwierdza bez ogródek Ewelina Buczyńska, rzeczniczka Pragi-Południe.
- Pani Agnieszka może się przeprowadzić do lokalu swoich rodziców, gdzie była poprzednio zameldowana - dodaje. - Moi rodzice mieszkają na 30 metrach. Jak ja się tam zmieszczę z córeczkami?I kto zaopiekuje się chorymi dziadkami? - pyta przez łzy pani Agnieszka.
Przeczytaj: Rozpacz rodziców! Policja nie chce szukać zaginionych dzieci!
Radca prawny Łukasz Jędruszuk (33 l.) nie ma wątpliwości - Działanie urzędników jest niezgodne z prawem. I żenujące, bo sami zgodzili się na zameldowanie wnuczki u dziadków. Tym samym wyrazili zgodę na jej mieszkanie w lokalu. Ktoś najwyraźniej próbuje skrzywdzić tę rodzinę - stwierdza.