Piękny ceglany budynek straszy przechodniów - tabliczki informacyjne zardzewiałe, przez brudne szyby drzwi widać, co jest w środku. Krany, z których kiedyś leciała zdrowa i czysta woda oligoceńska, teraz są pokryte śniedzią. Płytki glazury odpadły ze ścian i potłukły się. Wnętrze przykryła gruba warstwa kurzu. Wydawałoby się, że nikt już nie pamięta o tym ujęciu wody oligoceńskiej. A jednak! Mieszkańcy okolicznych bloków zgrzytają zębami z wściekłości. Od trzech lat nie mogą napełnić baniaków i butelek orzeźwiającym płynem.
Patrz też: Wawer: Urzędnicy kazali im mieszkać w ruinie
- Urzędnicy zamknęli nam to ujęcie i koniec. Żadnego słowa wyjaśnienia nie usłyszeliśmy - denerwuje się Marian Kondej (77 l.), emeryt z ulicy Jana Szałka. - Nie wiadomo, czy woda była zatruta, czy wyschła. Żeby napić się oligocenki, musimy teraz jechać osiem przystanków tramwajem, aż na ulicę Żelazną. Przecież to jest kompletna paranoja - załamuje ręce.
Studnią zarządza Spółdzielnia Mieszkaniowa "Koło". Wysłaliśmy do jej prezesa, Janusza Szmigiery (53 l.), pytanie, czy mieszkańcy mogą liczyć na ponowne otwarcie swojej oligocenki. Odpowiedzi niestety nie otrzymaliśmy. Jak widać, pan prezes jest bardzo zajęty. Albo po prostu ma w nosie lokatorów swojej spółdzielni, którzy marzą tylko o ponownym otwarciu studni.