Warszawa. W stolicy nie doczekasz się na straż miejską i interwencję

2011-08-03 3:20

Szybcy, sprawni, skuteczni. Właśnie tacy nie są stołeczni strażnicy miejscy. Mundurowi wezwani przez naszego reportera dojechali na miejsce dokładnie po... 2 godzinach. W tym czasie bezczelni parkingowi naciągacze zdzierali haracz z pacjentów parkujących przy szpitalu na Wołoskiej.

Prowokacja "Super Expressu" pokazuje, jak strażnicy miejscy przejmują się losem warszawiaków. Zadzwoniliśmy na numer alarmowy stołecznej straży 986, aby poinformować mundurowych o naciągaczu. Mężczyzna zaczepiał ludzi parkujących pod szpitalem MSWiA i żądał od nich pieniędzy za "popilnowanie" auta.

- Podejrzany typ wyłudza pieniądze na parkingu, boję się, że uszkodzi moje auto, jeśli nie zapłacę - wyjaśnił reporter "Super Expressu" dyżurnemu strażnikowi.

- Dziękuję, przyjęliśmy zgłoszenie - odpowiedział głos w słuchawce.

Dwie godziny czekania

I co? Kompletnie nic! Czekaliśmy przez godzinę na przyjazd patrolu. W tym czasie parkingowi wyciągali pieniądze od kolejnych kierowców parkujących pod szpitalem. Przez nikogo nie niepokojeni spokojnie "zarabiali" na parkingu. W międzyczasie podjechał patrol policji, który też nie zainteresował się podpitymi mężczyznami. W końcu strażnicy podjęli interwencję.

Funkcjonariusze byli na miejscu 2 godziny po wezwaniu ale... nie interweniowali, bo nie mieli podstaw - wyjaśnia Monika Niżniak (32 l.), rzeczniczka stołecznych strażników. Mamy około 1700 zgłoszeń dziennie, musimy decydować, którymi zajmiemy się w pierwszej kolejności - dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki