Przed bramą Ratusza zgromadziło się około 300 osób. Po podwyżkach, które we wrześniu zafundowały rodzicom władze Warszawy, muszą płacić za pobyt dziecka aż 500 zł miesięcznie. Natomiast pracownicy tych placówek zarabiają 1,5 tys.-2 tys. zł brutto. - To skandal! Rodzice płacą teraz fortunę za to, że dziecko chodzi do żłobka. Tylko na co konkretnie idą te pieniądze, skoro pracownicy tych placówek wciąż zarabiają skandalicznie mało. Chcemy, aby pieniądze, które płacą rodzice, chociaż w części trafiły na podwyżki dla opiekunów, a nie na przykład na budowę fontann czy inne rozrywki w stolicy - złości się Karol Lusar (30 l.), tata 2-letniej Weroniki.
Demonstranci chcieli spotkać się z przedstawicielem urzędu, aby wręczyć petycję z postulatami prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz (59 l.), ale władze zignorowały pracowników żłobków i rodziców. Petycję przypięto do bramy Ratusza.
Agnieszka Kłąb, rzecznik Ratusza wyjaśnia: - Pieniądze z podwyżek opłat za żłobki nie mogą zostać przejedzone. Są przeznaczone na zwiększenie liczby nowych miejsc w żłobkach, bo aż 6,5 tys. dzieci czeka w kolejce do przyjęcia - tłumaczy rzecznik.
15 listopada związki zawodowe podpisały z Zespołem Żłobków porozumienie. Obiecano, że do kwestii podwyżek wrócą, ale dopiero w kwietniu 2012 r. Wtedy zostaną przeanalizowane budżety żłobków i zapadnie decyzja o tym, czy znajdą się dodatkowe pieniądze na podwyżki.
Na razie atmosfera jest wyjątkowo gorąca. Pracownicy żłobków rozmawiać nie chcą, bo jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, protestującym pracownikom grożono utratą pracy. Urzędnicy zaczęli walczyć z rodzicami i pracownikami żłobków w Internecie. Z oficjalnej strony Zespołu Żłobków, na której pojawiały się informacje dotyczące protestu oraz krytyczne uwagi, zaczęły znikać wpisy, profile autorów. Rodzice i pracownicy żłobków jednak nie poddają się. O całej sprawie poinformowali listownie pierwszą damę RP Annę Komorowską.