Rządząca miastem Platforma Obywatelska z Hanną Gronkiewicz-Waltz (60 l.) na czele na każdym kroku pokazuje, że w tym mieście są równi i równiejsi. Widać to na przykładzie biletów komunikacji miejskiej. Urzędnicy, którzy w ostatnich miesiącach nad wyraz chętnie sięgali do naszych portfeli, fundując nam rozmaite podwyżki, wzrostem cen za przejazdy autobusami martwić się nie muszą. Im bilety miesięczne fundują urzędy!
Hojną rękę rządzącej miastem ekipy widać w załączniku budżetowym niemal każdej z 18 warszawskich dzielnic. Na bilety dla pracowników wydaje się od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Prawdziwym rekordzistą jest Śródmieście, gdzie na zakup biletów komunikacji miejskiej i doładowanie kart miejskich pójść ma aż 38 tys. zł. Zupełnie jakby na darmowy miesięczny mógł liczyć każdy tamtejszy pracownik! Podobnie na Ochocie, gdzie bilety sieciowe kosztować będą w tym roku 30 tys. zł. Najmniej, bo jedynie 3 tysiące złotych pójdzie na bilety w Wesołej. Nie ma co się dziwić, że pasażerowie są wściekli. - To niesprawiedliwe - stwierdza krótko Kamila Kowalska (23 l.), mieszkanka Ursynowa. - Ja co miesiąc płacę ciężkie pieniądze za bilet miesięczny. Sama, bo nikt mi go nie funduje - dodaje, nie kryjąc złości.
Stołeczni urzędnicy mają jednak swoje własne wytłumaczenie. - Kupujemy te bilety dla pracowników, którzy załatwiają sprawy na mieście - mówi Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika Ratusza. - Nie wszędzie trzeba brać samochód służbowy, czasem jest po prostu szybciej autobusem - dodaje po chwili. Szkoda jedynie, że dla większości warszawiaków autobus to nie darmowy luksus, ale po prostu bardzo droga konieczność.