Czesława Wach w 26-metrowym mieszkaniu przy ul. Górskiej może mieszkać tylko do końca stycznia. Kobieta z trudem się porusza, a każdy krok sprawia jej ogromny ból. - Mam chory kręgosłup. Lekarze są zdziwieni, że jeszcze chodzę. Ich zdaniem powinnam już jeździć na wózku - przyznaje ze łzami w oczach pani Czesława. Do problemów ze zdrowiem doszedł kolejny. Pod koniec roku dostała nakaz eksmisji z mieszkania, które zajmuje z córką i wnuczką. Grunt, na którym stoi budynek, odzyskał spadkobierca byłych właścicieli.
Kobieta zwróciła się o pomoc do władz Mokotowa. Urzędnicy zaproponowali jej mieszkanie socjalne przy ul. Grottgera. - Ma 16 mkw. Nie ma tam kuchni ani łazienki. Gdzie mamy wstawić biurko dla wnuczki, która w tym roku pójdzie do szkoły? - pyta zrozpaczona pani Czesława, pokazując nieustawną klitkę. Kobieta nie kryje rozgoryczenia. - Nie spodziewałam się takiej obojętności i bezduszności - dodaje.
Zobacz: Mieszkanie dla młodych, PROGRAM MDM: Jak skorzystać z dopłaty do mieszkań
Urzędnicy z Mokotowa umywają ręce. - Na podstawie wyroku sądu musieliśmy wskazać lokal socjalny. Zgodnie z przepisami jego metraż powinien wynosić 5 mkw. na osobę. Znaleźliśmy mieszkanie, które spełnia te kryteria, a dodatkowo ze względu na stan zdrowia lokatorki znajduje się na parterze, i je wyremontowaliśmy - mówi Jacek Dzierżanowski, rzecznik Mokotowa. - Gdybyśmy zaproponowali lokal o wyższym metrażu, narazilibyśmy się na zarzut o niegospodarność - tłumaczy.
Jakub Żaczek z Komitetu Obrony Lokatorów nie zostawia na urzędnikach suchej nitki. - To wyjątkowa bezduszność. W Warszawie są tysiące budynków objętych reprywatyzacją. A władze miasta nie mają żadnej strategii, w jaki sposób pomagać wyrzucanym na bruk lokatorom - komentuje. Zapowiada, że z chęcią pomoże pani Czesławie. - Jeśli się do nas zgłosi, spróbujemy znaleźć jej właściwy lokal. Mamy taką listę. Będziemy też rozmawiać na ten temat z władzami dzielnicy - tłumaczy.