Sprawa makabrycznego mordu na taksówkarzu z korporacji Sawa w październiku ubiegłego roku w końcu trafiła na wokandę. Wczoraj do sądu okręgowego przywieziono zwyrodnialców oskarżonych o zabicie 50-letniego Jana B. oraz kradzież i sprzedaż jego luksusowego mercedesa, wartego ponad 100 tysięcy złotych. Podejrzany o zaaranżowanie całej zbrodni Mariusz O. nie chciał składać wyjaśnień. Sędzia odczytała jego zeznania z października 2013 roku, w których opowiadał, jak wyglądały ostatnie chwile ofiary. - Powiedziałem, że będziemy jechać do Wrocławia, dlatego wcześniej zapraszam go na kawę i obiad u mnie na ul. Kaukaskiej. On do mieszkania wszedł pierwszy, złapałem go za szyję i chciałem obezwładnić, żeby zabrać mu kluczyki od auta. On się wyrywał i krzyczał, więc zacząłem go bić, najpierw pięściami, a później butelkami z piwem. Gdy przestał się ruszać, związałem mu ręce i nogi, a na głowę założyłem foliową torbę, bo lała się krew. Zabrałem mu klucze i papiery od mercedesa, zawinąłem go w materac, później w dywan i wybiegłem z mieszkania.
Zobacz też: Warszawa: Wietnamczycy idą po władzę! Bedą rządzić stolicą?
Wszystko zadziało się spontanicznie
Nie wiem, co chciałem zrobić z ciałem, ale zabójstwa dokonałem sam i nikt mi nie pomagał. Auto sprzedaliśmy z Asią paserowi we Wrocławiu - twierdził po zatrzymaniu. Teraz w sądzie wszystkiego się wyparł. Za to jego kolega Tomasz R. zdecydował się podzielić swoją wersją. - Byłem w mieszkaniu, gdy Mariusz przyprowadził tego mężczyznę. Wszystko zadziało się spontanicznie. Zaczęli się szarpać, bić, próbowałem ich uspokoić. Uderzyłem taksówkarza w głowę i mówiłem mu, że powinien oddać nam auto i zgarnąć pieniądze z ubezpieczenia i że nic mu się nie stanie, ale on dalej walczył. Gdy Mariusz powalił go na ziemię i zaczął tłuc butelką, uciekłem - zeznał. Zabójcę pogrąża również żona ofiary. - Ten mężczyzna próbował umówić się z mężem na kurs do Wrocławia już od sierpnia, ale ciągle odwoływał, coś kombinował. W końcu zdecydował się na 23 października, oferował 1000 złotych. Jan zgodził się, bo potrzebował pieniędzy, ale bał się tego człowieka - mówi wdowa, Bożena B. (40 l.).
Zobacz też: Warszawa: Dzień badania płodności dla kobiet
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail