Rodzinny wieczór zakończył się tragedią. Małgorzata W. (45 l.) przygotowała kolację dla swojego męża i dwóch dorosłych synów. Wypili butelkę wina. Na dworze było zimno, więc Zbigniew W. (47 l.) postanowił nieco dogrzać ich dom przy ul. Wisełki w Radości i tuż przed snem zapalił piecyk gazowy. W nocy pani Małgorzata źle się poczuła, więc mąż wezwał pogotowie. Ratownicy zabrali też do szpitala poruszającego się na wózku starszego syna Pawła (24 l.). I to uratowało im życie.
PRZECZYTAJ: Czad zabił 14-latkę
Rano, gdy kobieta zadzwoniła do domu, nikt nie odbierał telefonu. Zaniepokojona wykręciła więc numer do sąsiadów. Ci znaleźli w mieszkaniu martwego Zbigniewa W. W pokoju obok na łóżku leżał młodszy syn Filip (21 l.). Niestety, pogotowie mogło tylko stwierdzić ich zgon.
- W domu przez całą noc ulatniał się czad. Prawdopodobnie przez nieszczelną rurę od piecyka. Strażacy stwierdzili, że była poruszona. Stężenie czadu było ponoć ogromne - opowiada przez łzy Andrzej W. (45 l.), brat zmarłego mężczyzny. Otrząsnąć nie mogą się też sąsiedzi. - To była taka dobra, kochająca się rodzina. Jak pani Małgosia sobie teraz poradzi? Zbyszek wszystkich utrzymywał - mówi Stanisław Sudoł (85 l.), który mieszka obok.
To niestety niejedyne ofiary czadu. W weekend z powodu zatrucia tlenkiem węgla zmarła też młoda mieszkanka Pruszkowa i jej dziecko. Przebywający z nimi w domu mężczyzna trafił do szpitala.