Czyżby dla niektórych rajców najważniejsze było nabijanie miejskiej kabzy? Najwyraźniej tak! Ośmioro funkcjonariuszy pracujących w Zielonce może pochwalić się takimi sukcesami jak złapanie nożownika z parku, zatrzymanie pijanego pirata drogowego czy grupy chuliganów, którzy próbowali wykoleić pociąg.
- Mimo że jest nas niewielu, to wszyscy strażnicy to przeszkoleni ratownicy drogowi i medyczni. Tylko w 2013 roku 22 razy podejmowaliśmy akcje ratujące życie - wyjaśnia Jacek Forysiak (35 l.), komendant straży w Zielonce. To ma się jednak zmienić.
Przed świętami strażnicy dostali pismo z urzędu miasta. Radni przegłosowali likwidację straży. Dlaczego?
- Wygląda na to, że urzędnicy mieli inne wyobrażenie o naszej pracy niż my sami - kwituje Forysiak.
Trudno w to uwierzyć, ale strażnicy miejscy w Zielonce przez cały 2012 rok nałożyli raptem 138 mandatów o łącznej kwocie 24 400 zł. W tym czasie interweniowali jednak ponad 2,5 tys. razy. Większość tych interwencji dotyczyła chuliganów i pijaków uprzykrzających życie ludziom, a nie zakładania blokad na źle zaparkowane samochody. Strażnicy po prostu za mało zarobili.
- Radni podczas kontroli zażądali od nas dostępu do danych osób, wobec których podejmujemy interwencje. Gdybym je udostępnił, zwyczajnie złamałbym prawo, więc odmówiłem. To chyba było dla nas gwoździem do trumny - kwituje komendant. Mieszkańcy Zielonki są oburzeni.
- Powinni być i powinno być ich widać na ulicach - nie ma wątpliwości Anna Wolf (51 l.), mieszkanka miasta.
Ludzie zamierzają bronić strażników. Wczoraj odbyło się robocze spotkanie w tej sprawie. Planowane są pikiety na ulicach. Z 15 radnych za likwidacją straży głosowało 8.