Zapisy umowy są jasne - zmechanizowany patrol ma w ciągu doby 10 razy pojawić się przy każdym z punktów. Tak niestety jest tylko w teorii.
- W praktyce brana jest tylko kasa. To jeden wielki przekręt. Patrole pojawiają się tam góra dwa razy na dobę - alarmuje anonimowo były pracownik agencji, który doskonale zna panujące w niej praktyki. Jak więc powinna wyglądać kontrola?
Jak ustalił "SE", patrol powinien udokumentować wizytę, zbliżając czytnik do zamontowanej na ogrodzeniu obiektu czujki. - W rzeczywistości montowane są tam ich atrapy. Prawdziwe czujki przytwierdzone są do kija i wożone w samochodzie. Odbijanie ich następuje więc w aucie - ujawnia nasz informator.
Sprawdziliśmy sami. Reporterzy "Super Expressu" przez kilka dni obserwowali dwa z pięciu obiektów. Niestety, choć w teorii patrole podjeżdżać powinny pod nie co 2,5 godziny, nasi dziennikarze nie widzieli żadnego. Przeprowadzili też eksperyment - przykryli jedną z czujek plakietką, by sprawdzić, czy ochraniający obiekt patrol ją znajdzie i zerwie. Ku naszemu zdziwieniu następnego dnia, blisko 20 godzin później, plakietka wisiała w tym samym miejscu!
Władze gminy Michałowice są w szoku. - Musimy to sprawdzić - mówi Krzysztof Grabka (56 l.), wójt gminy Michałowice.
Władze Zubrzyckiego, pytane o rzeczywistą częstotliwość kontroli czy ich godziny, zasłaniają się tajemnicą planu ochrony. A atrapy czujek? - Zarząd Agencji Ochrony Osób i Mienia Zubrzycki Sp. z o.o. zna sprawę "listwy z czujkami". Zamontowane na niej były zapasowe czujki, służące do uzupełniania zniszczonych lub uszkodzonych punktów na obiektach - informuje Jarosław Czajkowski, inspektor nadzoru w agencji Zubrzycki.