Komunikacyjny horror rozpoczął się około godz. 12, gdy wyłączono z ruchu ulice Rakowiecką, Chałubińskiego oraz Miodową. Potem było tylko gorzej. Gdy manifestanci ruszyli spod sześciu ministerstw, stanęło całe miasto. Z ruchu wyłączony został plac Unii Lubelskiej, Puławska, al. Szucha i Al. Ujazdowskie. Trudniej było w Al. Jerozolimskich, na Marszałkowskiej oraz pl. Trzech Krzyży, który był nieprzejezdny niemal przez cały dzień.
Zobacz: Demonstracje w Warszawie. To był gorący dzień [wideo]
Powody do narzekań mieli też pasażerowie komunikacji miejskiej. O godz. 12 stanęły tramwaje w stronę Żoliborza. Linie: 10, 17, 33, 37, 41 przez kilka godzin jeździły objazdami, podobnie jak autobusy linii: 108, 116, 118, 166, 178, 180, 222, 503, 513, 518 i E-2. Warszawiacy nie ukrywali złości. - To jakiś skandal! Przez te manifestacje od 10 minut tramwaj nie ruszył się ani o centymetr - mówiła Monika Sikora (30 l.), która próbowała po południu przedostać się przez centrum.
Sytuacja na ulicach zaczęła wracać do normy dopiero po godz. 16, gdy manifestujący skupili się na rozbijaniu namiotowego miasteczka pod Sejmem. Na szczęście poza komunikacyjnym horrorem było spokojnie. - Nie odnotowaliśmy poważniejszych incydentów - mówi asp. Iwona Jurkiewicz z Komendy Stołecznej Policji.
Dziś utrudnień spodziewać się można w al. Szucha i Al. Ujazdowskich, którymi przed Sejm przejdą nauczyciele z Solidarności. Gorzej będzie w sobotę - na ulice ma wyjść nawet 100 tys. osób.