Dopiero pracownicy gazowni w asyście straży miejskiej natknęli się na ciało, kiedy komisyjnie otworzyli w poniedziałek lokal. W pokoju ich oczom ukazał się jedynie szkielet leżący przy stole. Na stopach wciąż były kapcie. Okazało się, że to zwłoki właściciela mieszkania, 65-letniego Andrzeja J.
Ciało mężczyzny mogło tam leżeć nawet 4 lub 5 lat - bo mniej więcej przez tyle czasu nie widzieli go sąsiedzi. W swoim mieszkaniu bardziej bywał niż mieszkał i dlatego, nikt nie zauważył jego zniknięcia.