Warszawa. Mieszkańcy szturmują urzędy. Wszystko przez nadchodzące wybory
O sprawie czytamy na łamach „Gazety Wyborczej”. Zjawisko „turystyki wyborczej” nie jest niczym nowym. Jednak jak wynika z publikacji „GW”, chętnych do głosowania poza Warszawą jest czterokrotnie więcej, niż w poprzednich wyborach. Z czego to wynika?
Jak czytamy w publikacji, w Warszawie oddany głos jest dwa razy słabszy. To znaczy, że na jeden mandat w stolicy przypada 69 tys. głosów. W sąsiednich okręgach do wjeścia do sejmu wystarczy dwa razy mniej - 37 tys. głosów.
Wyjeżdżając za miasto zwolennicy partii opozycyjnych chcą wspomóc swoich kandydatów z mniejszych miejscowości. Teoretycznie mają tam większe szanse, żeby wejść do sejmu. Czy ma to sens? - Serio, dajmy spokój - żeby to miało sens, wymaga spełnienia tylu warunków, że w praktyce sensu nie ma, tylko wprowadza zamieszanie. Po prostu 15 października załóż kurtkę, idź do swojego lokalu i zagłosuj. To wystarczy - przekonuje socjolog i publicysta Michał Danielewski.
Po Warszawie lotem błyskawicy rozeszła się wieść o wielkich kolejkach. Zapytaliśmy o to urzędników. - W Śródmieściu rzeczywiście obserwujemy znaczący wzrost zainteresowania wnioskami. W ubiegły poniedziałek wydano ich dwa razy więcej niż tydzień wcześniej. W związku z tym otworzyliśmy dwa dodatkowe stanowiska – mówi w rozmowie z „SE” Paweł Siedlecki, rzecznik urzędu dzielnicy Śródmieście. Jak dodaje, prawdziwy szturm na okienka może być jeszcze przed nami. - Termin składnia wniosków upływa w czwartek, 12 października, a nie, jak wielu myśli, w piątek – dodaje rzecznik. Wiele osób może więc chcieć złożyć wniosek o głosowanie poza Warszawą w ostatniej chwili.