New Delhi, a właściwie Klebsiella pneumoniae NDM, to bakteria należąca do grupy jelitowych. Zarażenie nią może doprowadzić do niebezpiecznego zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych, układu pokarmowego czy sepsy. Niestety, jest oporna na wszelkie antybiotyki.
Szczep ten trafił do Polski w 2011 roku. Wtedy właśnie pojawił się po raz pierwszy w Warszawie. Do 2017 roku liczba osób, u których stwierdzono bakterię wzrosła 23-krotnie! Szacuje się, że co drugi pacjent zakażony New Delhi umiera.
Lekarze przyznają, że może wynikać to ze zbyt rzadkiego... mycia rąk. Brak higieny w szpitalach powoduje, że łatwo o zakażenie przy podłączaniu kroplówki bądź cewnika.
>>> Lekcje polskiego dla uchodźczyń. "Część z nich to samotne matki, rodziny opozycjonistów" [AUDIO]
Czy jest się czego obawiać?
Sytuacja w Warszawie i na Mazowszu jest stabilna. - Dochodzi do zakażeń w ogniskach epidemiologicznych, liczba zakażonych wiąże się ściśle z liczbą badań przesiewowych. W ubiegłym roku przeprowadzono 128 tysięcy takich badań, w pierwszej połowie tego roku 69 tysięcy - mówi Joanna Narożniak, rzecznik prasowy Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Warszawie. Badania przesiewowe przeprowadzane są wśród osób, które nie mają objawów danej choroby w celu jej wykrycia i wczesnego leczenia, co zapobiega poważnym następstwom tej choroby w przyszłości. - Sytuacja jest stabilna, nie ma mowy o jakiejś epidemii czy znacznym wzroście zakażeń - dodaje Narożniak.