Rok szkolny mali warszawiacy przywitali słowem - „ciasnota”. W wielu dzielnicach przepełnione szkoły nie są w stanie pomieścić wszystkich uczniów. Wynajmowane są odrębne budynki, czasem nawet hotele. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów dramatycznego przepełnienia w stołecznych szkołach jest podstawówka nr 52 na Targówku. Uczniowie Szkoły Podstawowej im. Macieja Aleksego Dawidowskiego "Alka" przy ul Samarytanka 11a lekcje mają aż w trzech miejscach, oprócz głównego budynku szkoły.
- To ciężko opisać słowami. Przy Gilarskiej dzieciaki mają lekcje, a tu przychodzą na obiady, zajęcia komputerowe i wf. Wf, który odbywa się na korytarzach, bo sale gimnastyczne nie są w stanie pomieścić tylu uczniów! To jest szkoła na 300 dzieci, a nie na tysiąc! - nie kryje zdenerwowania Magdalena Bajska (46), mama 8-latka.
- W szkole jest tak ciasno, że w świetlicy dzieciaki ledwo mogą usiąść. A jak już usiądą, to się nie mogą ruszyć. Nikt z nimi nie prowadzi żądnych zajęć, itp., bo nie ma na to miejsca. Po prostu siedzą jak sardynki w puszce – mówi Krystyna Nowacka (70), babcia dwóch uczniów SP nr 52.
To nie jedyny problem. Oprócz ciasnoty, rodzice narzekają też na konieczność dowożenia dzieci o wiele dalej, niż miałoby to być w przypadku, gdyby uczyły się w głównym budynku szkoły, przy Samarytance.
- O zmianie dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili. Dla nas to ogromne utrudnienie. Nasze dzieci zostały „przydzielone” do budynku w Folwarku Bródno przy św. Wincentego, dawnym terenie PGR-u. To dużo dalej niż Samarytanka. Poza tym panuje tutaj potworna ciasnota. Przedwczoraj kolejka rodziców, którzy odprowadzali dzieci była tak długa, jak za PRL-u po baleron - mówi wzburzona Anna Krawiec (37), mama przedszkolaka i pierwszoklasisty.
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy?
- Po części z pewnością reforma edukacji. Jest więcej uczniów w przedszkolach i podstawówkach. Po części problemy z budową nowych szkół. Zmieniają się wykonawcy, nie zawsze wywiązują się z umów, itp. Miasto stara się o jak najlepsze warunki dla uczniów, m.in. właśnie wynajmując inne budynki – tłumaczy Waldemar Paszyński, z-ca prezydenta Warszawy.
- Gdyby nie reforma miałabym w szkole 5 czwartych klas, a nie 8. W sumie mam 965 uczniów. Budynek naszej szkoły jest z 1954 r. Nie można go powiększyć ani wszerz, bo plac jest za mały, ani do góry, bo jest wpisany do rejestru zabytków. Sprawę rozwiązałaby obiecana kilka lat temu budowa szkoły przy Gilarskiej, ale ciągle są przesuwane jej terminy – dodaje dyr Szkoły Podstawowej nr 52, Ewa Gałązka.