Podpalacz ze Śródmieścia zachowywał się podczas wczorajszej rozprawy zupełnie inaczej niż w trakcie poprzedniego posiedzenia sądu. Wtedy był zdenerwowany i agresywny. Wczoraj natomiast wyglądał, jakby to nie on był oskarżony o podpalenie kilkunastu aut w centrum stolicy, za co mu grozi wieloletnie więzienie.
Jacek T. znudzonym wzrokiem wodził po sali, obgryzał paznokcie i niemal w głos zaśmiewał się podczas rozmów ze swoimi obrońcami. Czyżby był pewien, że nie zostanie skazany?
Jacek. T. zatrzymany po raz czwarty. Tym razem podpalał na Pradze
Ojciec Jacka T. jest znanym w stolicy adwokatem i jednocześnie właścicielem kancelarii prawnej. Choć po awanturze, którą urządził w sądzie, sam nie reprezentuje już syna, załatwił mu najlepszych prawników. - Jaka jest definicja pożaru? Czy każdy podpalony samochód można traktować jako oddzielny pożar? Czy biegły wie, na jakiej wysokości były tablice rejestracyjne w każdym ze spalonych samochodów? - chciała wiedzieć broniąca Jacka T. pani adwokat. Efekt jest taki, że podczas dwóch rozpraw udało się przesłuchać jednego ważnego świadka.
Jacek T. już trzy razy był zatrzymywany za podpalenia. Pierwszy raz wpadł w kwietniu 2011 roku. Podpalił wtedy łącznie dziewięć samochodów w Śródmieściu i Ursusie. Później w lutym 2012 zniszczył kolejne siedem wozów w okolicach ul. Oleandrów i Natolińskiej. Trafił wtedy do aresztu. Wyszedł z niego 10 stycznia tego roku i nieco ponad miesiąc później podpalił kolejne 6 aut w Śródmieściu. Grozi mu do 10 lat za kratami.