Do wypadku doszło około godz. 2.30 w niedzielę. Czarne BMW pędziło ul. Reymonta w stronę ul. Broniewskiego. Na wysokości skrzyżowania z Kochanowskiego kierowca zaczął wyprzedzać. Wtedy stracił panowanie nad autem.
Siłą rozpędu BMW ścięło stojącą na przystanku latarnię i się roztrzaskało na drzewie. W środku jechały trzy osoby. 19-latek, który siedział na siedzeniu pasażera, zginął na miejscu. 19-letnia dziewczyna walczy o życie w szpitalu, ma wielonarządowe urazy ciała. Natomiast kierowca BMW po wypadku wysiadł z wraku o własnych siłach i... uciekł. Na miejsce przywiozła go z powrotem zszokowana obrazem tragedii matka. - Sprawca miał we krwi niemal promil alkoholu. Mężczyzna ma uprawnienia do kierowania od kilku tygodni - podała podkom. Elwira Brzostowska z policji.
BMW, którym pędzili młodzi ludzie, było specjalnie zmodyfikowane do "driftowania", czyli pokonywania zakrętów kontrolowanymi poślizgami. - Taki samochód trudno opanować doświadczonemu kierowcy, a ktoś, kto wsiada za kierownicę takiego wozu po alkoholu, to po prostu samobójca - przyznają policjanci z drogówki.
Wczoraj mężczyzna trzeźwiał w policyjnej celi. Dziś prawdopodobnie zostanie przesłuchany i usłyszy zarzuty.