To miały być zwykłe ćwiczenia. Nic nie zapowiadało, że w powietrzu dojdzie do tragedii! W sobotę rano na pokład samolotu wsiadło sześciu skoczków. Wśród nich byli Wojciech H. i Jerzy Ł. Skakali jako jedni z ostatnich. Po udanych manewrach obaj otworzyli spadochrony. Chwilę później niespodziewanie z ogromną siłą zderzyli się w powietrzu. Wojciech H.
spadł na pole zboża, w odległości ok. 200 metrów od pasa startowego. Na miejsce przyleciał śmigłowiec LPR, ale na ratunek dla niego było za późno. Mimo reanimacji mężczyzna zmarł. Drugi skoczek Jerzy Ł. w ciężkim stanie trafił do szpitala. Ma połamane ręce i miednicę. Przyczyny wypadku wyjaśni Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Zobacz: Atak furiata na rowerzystę w Ząbkach - pasażer samochodu chciał go pobić, bo... [WIDEO i ZDJĘCIA]
- Najprawdopodobniej skoczkowie znajdowali się za blisko siebie w powietrzu. Zderzyli się, gdy otworzyli spadochrony - ocenia Jerzy Gazarkiewicz, prezes warszawskiego oddziału Związku Polskich Spadochroniarzy. Obaj mężczyźni byli doświadczonymi skoczkami. Wojciech H. miał za sobą ponad 1500 skoków. Był instruktorem w Aeroklubie Warszawskim. Jego kolega Jerzy Ł. zaliczył 1200 skoków. W niedzielę na lotnisku w Chrcynnie odbył się kolejny trening. Skoczkowie nie chcieli jednak rozmawiać o tragicznym wypadku.
- To nasi dobrzy znajomi. Wszyscy jesteśmy tu jak rodzina - przyznali.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail