Władze Wawra ogłosiły właśnie przetarg na pięcioletni przegląd stanu dróg gminnych w dzielnicy. Wyłoniona w nim firma ma obejrzeć 507 dróg o łącznej długości blisko 308 kilometrów. Ma sprawdzić m.in. nawierzchnie jezdni, chodniki, ścieżki rowerowe i pobocza. Na realizację tego zlecenia może pójść - bagatela - nawet 300 tys. zł. A to wszystko z naszych podatków!
Mieszkańcy Wawra nie zostawiają na pomyśle urzędników suchej nitki. - Przecież gołym okiem widać, jak wyglądają nasze ulice - mówi Jacek Składanek (36 l.), mieszkaniec dzielnicy. Po Wawrze jeździ się bowiem fatalnie. Dziury, łaty, koleiny, brak poboczy...
Przeczytaj koniecznie: Warszawa. Zostań ławnikiem sądowym
Przedstawiciele urzędu dzielnicy zapewniają jednak, że to żadna fanaberia. - Zobowiązuje nas do niego prawo budowlane - tłumaczy Andrzej Murat, rzecznik Wawra.
Zgoda, ale czy trzeba od razu wydawać tysiące złotych na takie zlecenie? Nawet w urzędzie dzielnicy jest wydział, który powinien wyłapywać dziurawe jezdnie, wybrakowane chodniki czy niebezpieczne pobocza.
To wydział infrastruktury. Rzecznik dzielnicy zapewnia jednak, że pracownicy urzędu przeglądu wykonać nie mogą. - To muszą być fachowcy, a my nie mamy tak wyspecjalizowanej jednostki - wyjaśnia.
Aż dziw bierze, że w przerośniętej stołecznej biurokracji nie znajdzie się garstka urzędników, których można by oddelegować do takiego zadania.