Wawer: Będą liczyć dziury, zamiast je łatać

2011-06-16 3:30

I to ma być oszczędzanie w dobie kryzysu? Władze Wawra zamierzają wyrzucić w błoto nawet 300 tys. zł na przegląd dziurawych dróg. Mieszkańcy dzielnicy pukają się w czoło. - Wydajcie te pieniądze na ich remonty, a nie na specjalistów, którzy i tak stwierdzą to, co kierowcy widzą gołym okiem - mówią oburzeni.

Władze Wawra ogłosiły właśnie przetarg na pięcioletni przegląd stanu dróg gminnych w dzielnicy. Wyłoniona w nim firma ma obejrzeć 507 dróg o łącznej długości blisko 308 kilometrów. Ma sprawdzić m.in. nawierzchnie jezdni, chodniki, ścieżki rowerowe i pobocza. Na realizację tego zlecenia może pójść - bagatela - nawet 300 tys. zł. A to wszystko z naszych podatków!

Mieszkańcy Wawra nie zostawiają na pomyśle urzędników suchej nitki. - Przecież gołym okiem widać, jak wyglądają nasze ulice - mówi Jacek Składanek (36 l.), mieszkaniec dzielnicy. Po Wawrze jeździ się bowiem fatalnie. Dziury, łaty, koleiny, brak poboczy...

Przeczytaj koniecznie: Warszawa. Zostań ławnikiem sądowym

Przedstawiciele urzędu dzielnicy zapewniają jednak, że to żadna fanaberia. - Zobowiązuje nas do niego prawo budowlane - tłumaczy Andrzej Murat, rzecznik Wawra.

Zgoda, ale czy trzeba od razu wydawać tysiące złotych na takie zlecenie? Nawet w urzędzie dzielnicy jest wydział, który powinien wyłapywać dziurawe jezdnie, wybrakowane chodniki czy niebezpieczne pobocza.

To wydział infrastruktury. Rzecznik dzielnicy zapewnia jednak, że pracownicy urzędu przeglądu wykonać nie mogą. - To muszą być fachowcy, a my nie mamy tak wyspecjalizowanej jednostki - wyjaśnia.

Aż dziw bierze, że w przerośniętej stołecznej biurokracji nie znajdzie się garstka urzędników, których można by oddelegować do takiego zadania.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki