- Każdy ma wejście z klatki, ale ja miałem od podwórka, przez balkon. Pewnego dnia wróciłem do domu a tarasu ze schodami już nie było. Aby wyjść muszę wyciągnąć drabinę, potem chowam ją w garażu sąsiada. Kiedy chcę wejść do mieszkania muszę się wspinać i przeskakiwać barierkę – opowiada Jerzy Podobas (67 l.), mieszkaniec kamienicy przy Paryskiej.
- Jestem starszym człowiekiem, miałem raka. Teraz jestem zdrowy i sprawny, ale nie wiem co będzie za klika lat – dodaje.
Brzmi to nieprawdopodobnie. Ale to efekt splotu kilku wydarzeń. Pan Jerzy mieszkał w tym domu z rodzicami od lat 50., później z żoną, z którą się rozwiódł.
- Kiedyś były to dwa osobne lokale, ale w latach ‘70 dostaliśmy przydział mieszkania obok i je połączyliśmy. Po rozwodzie chciałem przywrócić stan pierwotny. Zrobiliśmy znów osobne instalacje i wejścia – tłumaczy emeryt.
Ona teraz mieszka w jednej części mieszkania, z wyjściem na klatkę schodową a on w drugiej – z wyjściem na balkon. Ale taras, na który wychodził, nie należy do niego, tylko do współwłaścicielki kamienicy, która na początku XXI wieku upomniała się o spadek. I ta rozpoczęła batalię w urzędach by mu to wejście odebrać.
Udało się. Dzielnica uznała werandę za samowolę budowlaną, a spadkobierczyni rozebrała schody. - Oni przerobili to mieszkanie bez niczyjej zgody i samowolnie ustanowili wyjście przez działkę mojej klientki. Nikt nie ma prawa wchodzenia na cudzy teren. Dostaliśmy pozwolenie na wyburzenie tarasu. – stwierdza adwokat właścicielki terenu Janusz Czajkowski. Dlaczego zatem dzielnica się na to zgodziła?
- To była samowola budowlana. W przeszłości, lokal pana Jerzego był częścią drugiego mieszkania. Mężczyzna złożył wniosek o podział lokali ale zgody nie dostał – tłumaczy Andrzej Opala z urzędu dzielnicy Praga-Południe.
Sąd nakazał rozbiórkę, urząd się zgodził. Nadzór budowlany też nie miał powodu interweniować. - Z dokumentacji zdjęciowej wynikało, że po tarasie zostały prowizoryczne schody. Nie było więc powodów do zajęcia się sprawą – wyjaśnia nam Andrzej Kłosowski, dyrektor PINB.
Schody jednak szybko zniknęły. Panu Jerzemu pozostała drabina. W lutym spadkobierczyni budynku przy Paryskiej zamontowała barierkę w drzwiach, uniemożliwiając wejście do domu.
Bezradny Jerzy Podobas przekonuje, że gdyby sąd chciał, mógłby zalegalizować wejście, które historycznie – do lat 70. tam - istniało. Urząd dzielnicy - po naszej interwencji - obiecał zająć się sprawą i pomóc mężczyźnie.