Czegoś takiego warszawiacy dawno nie przeżyli! Nikt nie spodziewał się, że zapowiadana przez synoptyków zmiana pogody będzie przypominać kataklizm. Już sobotniego poranka strażacy mieli ręce pełne roboty. - Byliśmy w każdej dzielnicy, mieliśmy około 140 zgłoszeń - powiedział mł. kpt. Tomasz Stankowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie. Straż miejska do godz. 18 odnotowała ponad 180 interwencji.
Wezwania dotyczyły głównie powalonych drzew, bo wiejący z prędkością kilkudziesięciu kilometrów
na godzinę wiatr łamał je jak zapałki. Kilkumetrowy suchy konar zawalił się m.in. na podwórku przy ul. Górczewskiej i przygniótł zaparkowanego pod nim fiata 126p. - Dosłownie go sprasował! Właściciel auta właśnie przygotowywał się do jego mycia i został z gąbką w dłoni. To cud, że nic mu się nie stało - mówi Kamil Sosiński (28 l.), mieszkaniec z Górczewskiej. Jego auto, które stało kilka metrów dalej, również ucierpiało. - Przedni zderzak nadaje się do wymiany - ubolewa.
Z kolei w al. Wojska Polskiego drzewo zrobiło miazgę z citroena, a na ul. Afrykańskiej kilkunastometrowy konar zawalił się na chodnik. Drzewa zniszczyły również płot przy ul. św. Barbary w Śródmieściu, kilka latarni, sygnalizacje świetlne i pozrywały druty telegraficzne. Przy ul. Przemysłowej powalona podmuchami latarnia upadła wprost na zaparkowanego matiza. Wiatr zdmuchiwał także blachy z dachów i elewację ze starych budynków. Na ul. Patriotów i ul. Białołęckiej wiatr zniszczył wiaty przystankowe.
Mimo że wiele osób, głównie właściciele aut, poniosło spore straty, można się cieszyć, że nikomu nic się nie stało. I z tego, że w najbliższych dniach nie będzie aż tak wiać.