Vitalij L. we wtorek, 6 kwietnia, przyleciał z Kijowa do Warszawy. Ponieważ nie chciał poddać się dwutygodniowej kwarantannie, postanowił wydać 170 zł i zrobić test antygenowy na lotnisku. Wynik był pozytywny. Mimo że obywatel Ukrainy zarzekał się, że poprzedni test robiony jeszcze na Ukrainie wyszedł negatywny, mężczyzna zgodnie z obowiązującymi zasadami trafił do izolatorium przy ul. Bobrowieckiej. Nie zagościł w nim jednak na długo. Rano 7 kwietnia po prostu uciekł.
NIE PRZEGAP: Koronawirus w Polsce. Przerażające dane Ministerstwa Zdrowia. Nadal jest FATALNIE [RAPORT 13.04.2021]
- Od początku pobytu w izolatorium obywatel Ukrainy, sprawiał problemy, tj. awanturował się, podejmował próby ucieczki, aż wreszcie bez wiedzy personelu medycznego oddalił się z miejsca - przekazał podkom. Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.
W pościg za uciekinierem ruszyli policjanci. Chory 43-latek stwarzał bowiem poważne zagrożenie dla innych osób. Jak udało się ustalić funkcjonariuszom, po ucieczce z izolatorium, mężczyzna pojechał taksówką do wynajętego mieszkania, a później wybrał się na zakupy do pobliskiego kiosku. W końcu kwadrans po północy 10 kwietnia wpadł w ręce policjantów na warszawskim Śródmieściu.
Vitalij L. za swoje nieodpowiedzialne zachowanie odpowie przed sądem. Mężczyzna usłyszał już prokuratorskie zarzuty sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa dla życia wielu osób. Co więcej, prokurator skierował też wniosek do sądu o tymczasowe aresztowanie 43-latka. Sąd przychylił się do wniosku i w obawie, że mężczyzna nielegalnie wróci na Ukrainę, zastosował wobec niego jednomiesięczny areszt w warunkach izolacyjnych.