Tuż za ekranem akustycznym oddzielającym Wał Miedzeszyński od wawerskich zabudowań, można bez problemu spotkać dzika. I to nie jednego, ale nawet 50!
Zwierzęta zadomowiły się przy ul. Peonii, bo jedni z tamtejszych mieszkańców zafundowali im bezpłatną jadłodajnię. Choć twierdzą, że dziki nie są niebezpieczne, sąsiedzi boją się otwierać bramy.
- Jak się patrzy na te dziki z posesji, zza ogrodzenia, to nawet fajnie. Jak w zoo trochę. Ale gorzej, jak trzeba wyjść za płot. Nie zamierzam ukrywać, że się boję. Stado dzikich zwierząt, które nie są udomowione. Nie wiadomo co im strzeli do głowy – mówi Karolina Bednarska (20).
Słowa pani Karoliny potwierdza również Klaudia Łomża (23).
- Dla mnie to nienormalne, żeby człowiek się bał wyjść z własnego domu, bo ktoś sobie urządził jadłodajnię dla dzików. Jak idę obok tego miejsca, gdzie sąsiedzi rozrzucają jedzenie dla dzików, to dzwonię po męża, żeby po mnie przyjechał samochodem, choć to już parę kroków do domu. Ale nie mam innej drogi i te dziki muszę minąć jakoś. A ich potrafi być nawet 50 jednocześnie! Zdarza się, że jednak muszę przejść na piechotę. Nie raz już miałam taką sytuację, że dzik szarpał mnie wtedy za nogawkę, czy za kieszeń, bo chciał dostać coś do jedzenia. Jak się nie bać? - pyta pani Karolina.
Nie ma się czego bać – twierdzą sąsiedzi, którzy dokarmiają przed swoją posesją stado dzików.
- To są oswojone zwierzęta. Przyszły tu 8 lat temu, po powodzi. I zostały. My jesteśmy miłośnikami przyrody i zawsze pomagamy zwierzakom. Psy, koty, gołębie. Dziki dokarmiamy, to prawda. Ale nie widzę w tym nic złego. One się bawią z tutejszymi psami. Dzieci do nich podchodzą i głaszczą. Czasem, jak ktoś tędy przejeżdża to sobie robi z nimi zdjęcia. To cudowne zwierzęta. Bardzo mądre i spokojne. Nigdy nikomu nie zrobiły krzywdy. Niczego też nie niszczą. Nie wiem o co ten szum – tłumaczy Katarzyna Ziębicka (53).
Choć pani Katarzyna dokarmia dziki z dobrego serca, przeciwni tego typu praktykom są nie tylko sąsiedzi, ale też leśnicy, którzy apelują, żeby tego nie robić.
- Dzik nie jest zwierzęciem domowym. Dokarmiając go zaburzamy jego instynkt. Przyzwyczaja się do tego, że dostaje jedzenie i przestaje go szukać. Trudno też być pewnym, że dzik nikogo nie zaatakuje. Zwłaszcza lochy z małymi są niebezpieczne, bo bronią swoich dzieci. A wystraszyć je może coś, co dla ludzi jest normalne. Dokarmianie dzików to duży problem nie tylko Wawra, ale całej Warszawy. Ludzie nie rozumieją, że w ten sposób sprowadzają je do miasta i robią krzywdę im i sobie. Nie dokarmiajmy dzików, bo są to mimo wszystko zwierzęta nieoswojone! - apeluje Robert Strąk, Kierownik Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Lasów Miejskich w Warszawie.