Zgodnie z zapowiedziami, miejska spółka MPO 10 września zamknęła zakład przetwarzania odpadów na Bielanach. Potworny fetor, który towarzyszył przez lata mieszkańcom, oficjalnie miał zniknąć na zawsze. MPO pochwaliło się wyczyszczonym placem i uprzątniętymi śmieciami. Dziennikarze „Super Expressu” zastali jednak przy Kampinoskiej nie tylko czyste niecki po cuchnących pryzmach. Tuż obok piętrzyło się wciąż kilkadziesiąt wielkich śmierdzących hałd. Mieszkańcy też jeszcze nie czują wielkiej ulgi.
- Smród jak był tak jest, zwłaszcza w nocy naprawdę trudno wytrzymać. Może dziś jest niewielka poprawa, ale moim zdaniem naprawdę nieduża – mówi mieszkanka Bielan Katarzyna Dubyna (33 l.). - To są Himalaje śmieci! Jak ma tu przestać śmierdzieć? Zamkną jedną część i od razu wielka chwała. A to trzeba byłoby całe zlikwidować. Wtedy poczulibyśmy prawdziwą ulgę. Na razie nie będę jeszcze otwierał szampana – twierdzi też kolejny sąsiad zakładu MPO Michał Sroczyński (42 l.).
Jak się okazuje, śmieci z Radiowa tak do końca nie znikną. MPO zamknęło bowiem tylko najbardziej uciążliwy zakład przetwarzania odpadów. Nadal funkcjonować będzie jednak kompostownia oraz hala przeładunkowa, gdzie wciąż zwożone będą ciężarówkami zmieszane odpady. Wiceprezes MPO Jarosław Robak mówi „Super Expressowi”, że w przyszłości spółka chce utworzyć w tym miejscu ośrodek edukacji ekologicznej.
Na pytanie, kiedy jednak ostatecznie z Radiowa przestanie unosić się fetor, MPO jednoznacznie nie odpowiada.