- Już nie jest dobrze. Kubły ze śmieciami są zdecydowanie za rzadko opróżniane i są przepełnione – mówiła nam jeszcze wczoraj Marika Krakowiak (28 l.) mieszkanka bloku przy al. Niepodległości 74.
Od 1 stycznia zmienia się system segregacji odpadów. Będziemy je wyrzucać do 5 pojemników a nie, jak dotychczas, do trzech. Stołeczni urzędnicy nie przygotowali jednak na czas przetargów na odbiór tych odpadów od mieszkańców. - Nieudolność władz miasta w tym względzie jest przerażająca – słyszymy w resorcie środowiska. A ratusz odbija piłeczkę. - Przetargi ogłosiliśmy w lutym. To Krajowa Izba Odwoławcza o 4 miesiące opóźniła procedurę – tłumaczy wiceprezydent Michał Olszewski.
Ratusz jednak zbyt długo upierał się, że jedna miejska spółka MPO może zbierać odpady z całego miasta. KIO była przeciwnego zdania. Efekt? Dopiero 4 grudnia ratusz otworzy oferty przetargowe, potem będzie czas na protesty i podpisanie kontraktu. Nie ma zatem szans, by firmy wdrożyły nowy system od Nowego Roku! Mają na to - zgodnie z przetargiem - 3 miesiące. Co się zatem będzie działo ze śmieciami od 1 stycznia? – O tym poinformujemy po 4 grudnia. Ale zapewniam, że nie będzie w Warszawie drugiego Neapolu, Sofii ani Budapesztu – mówi odpowiedzialny za śmieci wiceprezydent Olszewski, który od miesięcy ma problem z opanowaniem kryzysu.
Możliwe, że miasto podpisze tymczasowe umowy z firmami, które dziś zbierają śmieci z dzielnic czyli z Lekaro, Suez i MPO. Tylko że te firmy mogą nie mieć dokąd wywieźć odebranych przez warszawiaków śmieci. To kolejna odsłona wojny rządu z samorządem, tym razem mazowieckim. Ministerstwo Środowiska zamyka kolejne instalacje odbierające odpady z Warszawy. Bo nie mają one ważnego pozwolenia zintegrowanego, wydawanego przez marszałka Mazowsza. Nie ma też ważnego regionalnego planu gospodarki odpadami, w którym te instalacje powinny się znaleźć.
Na razie pozwolenie ma tylko Byś na Bielanach. Tymczasem zakłady Lekaro, Hetman i Remondis funkcjonują bez pozwoleń. Sprawy są w sądach.