Przejazd przez tory WKD to jak ruletka ze śmiercią. Pociągi nadjeżdżające do skrzyżowań z drogami lokalnymi zwalniają do 20 km/h i trąbią. To często jedynie ostrzeżenie dla kierowców, bo na wielu przejazdach nie działają sygnalizatory świetlne! O szlabanach nie ma nawet mowy. - Przejazdy przez tory WKD są niebezpieczne. Przydałby się tu przynajmniej remont nawierzchni między torami lub nowe światła. To minimum - mówi Przemysław Dąbrowski (30 l.), który każdego dnia pokonuje samochodem tory w Komorowie. O pilną przebudowę prosi się jednak w sumie kilkanaście przejazdów między Warszawą a Grodziskiem Mazowieckim, Podkową Leśną i Milanówkiem oraz między Pruszkowem a Podkową Leśną, które wyglądają dziś tak samo jak w czasach PRL.
29 października UTK dał kolejarzom ultimatum. Albo poprawią bezpieczeństwo na przejazdach w aglomeracji warszawskiej, albo będą płacić gigantyczne kary - nawet 5000 euro za każdy dzień zwłoki, licząc od 1 stycznia 2014 roku.
Choć minęły już blisko dwa miesiące, kolejarze nie zrobili na przejazdach dosłownie nic! - Potrzebujemy więcej czasu - tłumaczy Krzysztof Kulesza, rzecznik WKD. Dlatego też zamiast wyremontować przejazdy i ustawić nowe sygnalizatory, na linii zamontowano... nowe tablice: "Uwaga! Strefa najwyższego zagrożenia. Strzeżcie się pociągu".
Według kontrolerów UTK to stanowczo za mało. - Do końca roku pozostały dwa dni robocze i w te dni zdecydujemy, czy WKD dostanie nowy termin realizacji naszych wytycznych, czy nałożymy na przewoźnika kary finansowe - mówi "Super Expressowi" Grzegorz Mazur z biura prasowego UTK.