W piątek ruszył proces dotyczący wydarzeń sprzed dwóch lat. Pod koniec listopada 2017 r. mężczyzna dostał się do sklepu przez szyb wentylacyjny, zjechał po linie na zaplecze i ukradł biżuterię i zegarki warte ponad 700 tys. zł. Został zatrzymany w czerwcu ubiegłego roku na przejściu granicznym w Hrebennem i od tego momentu nie opuścił aresztu. Policja dotarła do niego po DNA, bo jak się okazało, Ukrainiec był już poszukiwany za podobne przestępstwo w Niemczech. Dlaczego włamał się do jubilera w Warszawie? Yevhenij K. tłumaczył w sądzie, że miał wspólnika, niejakiego Oleha, który miał być pomysłodawcą skoku.
- Oleh to wymyślił, pokazał mi jak to zrobić. Nie miałem wtedy pieniędzy i zgodziłem się – mówił oskarżony.
To właśnie Olehowi, mężczyźnie poznanemu w Warszawie w mieszkaniu, które razem z innymi Ukraińcami zajmowali, Yevhenij K. po skoku sprzedał łup. Za wartą ponad 700 tys. zł. biżuterię i markowe zegarki Oleh miał mu dać 30 tys. zł. - Nie wiedziałem wtedy, że to wszystko jest tyle warte. Sobie zostawiłem tylko jeden zegarek, który chyba komuś oddałem jak byłem pijany – relacjonował oskarżony.
Yevhenij K. podczas rozprawy poprosił sąd i prokuratora o łagodny wymiar kary. Przyznał się do włamu i kradzieży i zaproponował 3 lata pozbawienia wolności. Prokurator Tomasz Szredzki ostatecznie przystał na 4 lata i zadośćuczynienie dla okradzionej firmy jubilerskiej na kwotę 378 tys. zł.
Sędzia Anna Tyszkiewicz nie zgodziła się jednak na taki wymiar kary. Proces będzie kontynuowany.