Najwięcej jest ich na skarpie od strony ul. Kondratowicza tuż przy oczku wodnym. Tam karczowniki znalazły sobie spokojne schronienie. Te żywiące się roślinami gryzonie nie wyglądają jednak na zbyt przyjacielskie. Wyskakują z krzaków i szukają pożywienia tuż nad wodą. Nie boją się nikogo ani niczego i kręcą po alejkach w dzień i w nocy.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Biegacze zablokowali miasto
- Przychodzę tu codziennie. I już kilka razy widziałam te odrażające, biegające szczury. Boję się puścić dziecko na chodnik, bo w każdej chwili może na nie wskoczyć szczur - przyznała Bożena Rupińska (27 l.), która po parku spaceruje z synem Wiktorem (2 l.). Jej obawy są słuszne. Bo karczowniki mogą zarazić ludzi groźnymi chorobami. - Jak wszystkie żyjące dziko gryzonie roznoszą bakterie typu fekalnego, E-coli, duru brzusznego, salmonelli i niebezpieczne pasożyty - tłumaczy Wiesław Rozbicki (65 l.) z sanepidu. - Dlatego należy unikać kontaktu z nimi - dodaje Rozbicki.
Z plagą szczurów próbują jakoś walczyć urzędnicy.
- O całej sprawie wiemy od mieszkańców, którym nie podobają się karczowniki - opowiada Rafał Lasota, rzecznik dzielnicy Targówek. - Park jest dla ludzi, nie dla szczurów, i musimy zrobić wszystko, żeby je stamtąd przegonić - dodaje.
Dzielnica wystosowała już pismo do miejskiego biura ochrony środowiska z prośbą o wyjaśnienie tego, co mogą z wodnymi szczurami zrobić. Odpowiedź? - Niestety, niewiele można w tej sprawie zaradzić. Nie można ich ani zabić, ani przesiedlić - wyjaśnia Agnieszka Kłąb z biura prasowego Ratusza. Z pisma, które lada chwila dostanie dzielnica, wynika, że można działać dopiero wtedy, gdy karczowniki splądrują uprawy roślinne. Tych jednak w parku Bródnowskim nie ma.
Patrz też: Warszawa: Mali sportowcy podziwiali puchar