Wojewoda mazowiecki straszy paraliżem komunikacyjnym w Warszawie.
"Wiem, że remonty są niezbędne. Wystarczy przejechać się po mieście, by zauważyć, że są fragmenty, które wymagają czy to odnowienia, czy choćby odświeżenia. To dotyczy większości ulic w Warszawie. Ale mając takie potrzeby i środki na ich realizacje, trzeba przygotować plan, jak przeprowadzić remonty, by były jak najmniej uciążliwe dla mieszkańców" - tłumaczy wojewoda Bocheński. W rozmowie z Polską Agencją Prasową. Podkreśla, że tego planowania i zamysłu władzom Warszawy zabrakło, a skutki ponoszą teraz mieszkańcy.
"Takich inwestycji nie robi się ot tak. One wymagają planu, zamówień publicznych, przetargu. I tę procedurę administracyjną i następującą po niej budowlaną można w taki sposób rozplanować, żeby miasta nie sparaliżować" - zapewnia wojewoda.
Jego zdaniem inwestycje trzeba czynić tak, by umożliwić warszawiakom normalne funkcjonowanie. Tymczasem są takie rejony miasta, gdzie czas dojazdu do pracy wydłużył się o pół godziny.
"Gdy skończą się wakacje, dzieci będą dojeżdżać, czy nawet będą odwożone przez rodziców do szkół, Warszawę czeka paraliż" - przestrzega wojewoda.
"Linii metra jest za mało, kolej miejska jest niezintegrowana z transportem miejskim, nie mamy dostatecznej liczby ścieżek rowerowych, a nawet gdybyśmy mieli, to z powodu klimatu mamy ograniczenia w ich użytkowaniu" - wylicza. "Ludzie w naturalny sposób będą wybierali samochody, jako jedyną alternatywę i wszyscy będziemy stali w korkach" - dodaje.
Winny prezydent Warszawy?
Zdaniem wojewody mazowieckiego opieszałe jest też tempo robót. "Mam wrażenie, że szybciej budowano trasę W-Z za PRL od podstaw niż teraz remontuje się ulice" - zauważa.
Ubolewa też, że ma ograniczony wpływ na politykę miasta w kwestiach transportowych.
"Staram się panu prezydentowi Trzaskowskiemu podpowiadać coś w tej kwestii, ale on tych rad nie słucha. Zresztą nie wiem, czy są to jego decyzje, czy jego zastępców, z racji na jego polityczne ogólnopolskie zaangażowanie" - mówi wojewoda mazowiecki.