Szok, niedowierzanie i strach mieszają się od czwartkowego poranka (24 lutego). Jeszcze do świtu tliła się iskierka nadziei, że Władimir Putin opamięta się i nie dopuści do rozlewu krwi. Rzeczywistość okazała się jednak przerażająca. O świcie wojska rosyjskie wkroczyły na teren Ukrainy i rozpoczęła się krwawa rzeź.
Po godz. 21 ukraiński minister zdrowia Wiktor Laszko poinformował o 57 zabitych i 169 rannych. A to dopiero początek.
Zobacz też: Wojna na Ukrainie. Z Warszawy płynie jasny przekaz. "Bądź dzielna Ukraino!"
Ukraina. Wojna na Ukrainie
Od czwartkowego ranka, gdy tylko świat obiegła informacja o początku wojny na Ukrainie, warszawiacy solidaryzują się ze swoimi wschodnimi sąsiadami. O godz. 10 pod ambasadą Rosji przy ul. Belwederskiej rozpoczęła się pierwsza głośna demonstracja przeciwko wojnie. Wśród manifestujących Ukraińców, Polaków i Rosjan była m.in. Irena Solodciuk (50 l.). Kobieta pochodzi z Ukrainy, gdzie nadal przebywają jej najbliżsi. Teraz znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Wciąż nie dochodzi do mnie to, co się dzieje w moim kraju. W Ukrainie mam rodzinę, swoich najbliższych. Oni wszyscy do końca wierzyli, że nic się nie stanie, że unikniemy wojny - powiedziała. - Nie mam jak pomóc w tej sytuacji, czuję się całkowicie bezbronna - dodała.
Kobieta skierowała również bardzo ważny apel, który powinni usłyszeć wszyscy, na całym świecie. Jej słowa dają do myślenia i skłaniają do działania.
- To już dziewiąty rok tej walki i jedyne, o co proszę, to aby cały świat zwrócił na nas uwagę i pamiętał o każdym umierającym człowieku. To, co się zaczyna, to niebezpieczeństwo nie tylko dla Ukrainy - stwierdziła.