Wojna na Ukrainie stała się faktem. Chociaż wiele osób do końca wierzyło, że do tego nie dojdzie, w czwartkowy poranek (24 lutego) świat obiegła przerażająca informacja: wojska rosyjskie wkroczyły na Ukrainę, uderzając ze wschodu, północy i południa. Z godziny na godzinę sytuacja robi się coraz poważniejsza i coraz bardziej krwawa. Bilans ofiar z każdą chwilą się powiększa. Wśród zabitych są zarówno żołnierze, jak i cywile.
Przeczytaj też: Wojna na Ukrainie. Wielki popłoch na kolei. Wszystkie bilety do Polski wyprzedane
Od godz. 10 pod Ambasadą Federacji Rosyjskiej trwają demonstracje przeciwko wojnie. Wśród manifestujących są nie tylko Ukraińcy. Nie brakuje również Polaków i Rosjan, którzy nie zgadzają się na rozlew krwi. Transparenty trzymane przez demonstrantów mówią jasno: "Stop wojnie!"
Polecany artykuł:
Wśród osób manifestujących pod rosyjską ambasadą był Alekander Maslo (30 l.), pochodzący z centralnej Ukrainy. - Obudził mnie telefon, że w mój rodzinny dom zaczęli uderzać z powietrza rosyjscy żołnierze - powiedział. Jak się okazało, za naszą wschodnią granicą mężczyzna pozostawił swoich najbliższych, którzy teraz znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Moja córeczka, żona, mama, ojciec, oni wszyscy są w centrum wojny. Kazałem im wyjechać na wieś i szukać bezpiecznego miejsca - wyjaśnił.
Co myśli na temat nałożenia sankcji na Rosję? Aleksander nie ma złudzeń. - Te wszystkie sankcje i ekonomia niestety nie mają znaczenia. Teraz liczy się tylko ostra broń - powiedział. - Zamierzam jechać i walczyć za swój kraj - dodał.