Nasz komentarz

Wojna o Waginet w centrum Warszawy. Dlaczego dyrektorka Teatru Dramatycznego straciła stanowisko?

W związku z poważnymi oskarżeniami o mobbing wobec Moniki Strzępki oraz ostateczną decyzją władz stolicy o jej odwołaniu ze stanowiska dyrektorki Teatru Dramatycznego, przyglądamy się wydarzeniom z ostatnich miesięcy, aby zrozumieć najnowszy skandal w warszawskiej instytucji kultury.

Afera wokół Teatru Dramatycznego przypomina rollercoaster, w trakcie którego jedna z osób przestaje mieścić się w wagoniku. I dlatego musi zostać wypchnięta na ostrym zakręcie, żeby reszta szczęśliwie dotarła do samego końca przygody. Bo przecież to nie ostatnie oskarżenia o mobbing, którego miała dopuszczać się Monika Strzępka (47 l.), stanowią początek świetnej zabawy, urządzonej przez Biuro Kultury m. st. Warszawy w największym teatrze w Pałacu Kultury. A można by nawet powiedzieć, że to konsekwencja braku zrównoważonej polityki kulturalnej w stolicy co najmniej na przestrzeni ostatniej dekady.

Uznanie lewicowej publiczności

Monika Strzępka, wybrana na dyrektorkę Teatru Dramatycznego w Warszawie w 2022 roku, jest niewątpliwie jedną z tych reżyserek, których wpływu na współczesny teatr nie wolno bagatelizować. Jej kolejne przedstawienia, tworzone w duecie z Pawłem Demirskim (45), elektryzowały publiczność przez ostatnich dwadzieścia lat. Zrealizowali wspólnie takie głośne tytuły, jak Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej, dedykowany legendom polskiej kultury, czy W imię Jakuba S., w którym opowiedzieli historię Jakuba Szeli oraz rabacji galicyjskiej.

Przez lata reżyserka zabierała głos w społecznej dyskusji, przyglądając się Polakom i Polsce najczęściej z krytycznej perspektywy. Nierzadko w sposób kontrowersyjny rozpracowywała narodowe mity, czym zyskiwała uznanie zwłaszcza lewicowej części publiczności. Nie trzeba się było z jej tezami zgadzać, ale warto było brać je pod uwagę, choćby w celu podjęcia polemiki.

Zmiany są potrzebne, a stabilność…?

Kiedy w 2012 roku zakończyła się Pawłowi Miśkiewiczowi (60) kadencja dyrektorska w Teatrze Dramatycznym, wielu liczyło, że kolejna osoba na tym stanowisku będzie w jakiś sposób kontynuować jego działalność. Stworzył on przecież instytucję o ciekawym i nowoczesnym repertuarze, zapraszał do teatru debiutantów. Nie bał się też tematów takich, jak feminizm czy krwawa reprywatyzacja warszawskich kamienic.

A jednak Biuro Kultury podjęło wtedy decyzję o rewolucji, wybierając na dyrektorski stołek osobę co prawda uznaną w środowisku teatralnym, lecz proponującą konserwatywny repertuar. Gdy gruchnęła wiadomość, że to Tadeusz Słobodzianek (68) pokieruje Teatrem Dramatycznym, duża część zespołu aktorskiego odeszła (w tym choćby Katarzyna Figura (61)), a środowisko od razu podzieliło się na tych, którzy chcieli, aby było jak dotąd i na tych, którzy rozumieli konieczność zmiany. Zmiany, owszem, zawsze są potrzebne, ale jeszcze bardziej potrzebna jest stabilność – zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia z instytucją o publicznej dotacji.

Awantura z Konstantym Radziwiłłem

Skoro Biuro Kultury dziesięć lat temu podjęło decyzję o tym, że zamiast nowoczesnego teatru w Pałacu Kultury, potrzebny jest tam repertuar konserwatywny, dlaczego zaledwie dekadę później wprowadza na stanowisko dyrektorskie w Teatrze Dramatycznym reżyserkę, pasującą raczej do tej odrzuconej wcześniej wizji? A wręcz reżyserkę, która jeszcze przed objęciem stanowiska ogłaszała, że czeka tę scenę rewolucja? Oczywiście łatwo na to pytanie odpowiedzieć. I nie chodziło o to, że do władzy w strukturach stolicy przyszło młodsze pokolenie.

Chodziło zaś przede wszystkim o zbliżające się wybory. Bo rządzona przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego (52 l.) stolica musiała pokazać, że wielkomiejski, lewicowy elektorat nie jest jej obojętny. I pokazała, że kiedy w grę wchodzi polityka, potrafi stanąć murem za swoją kandydatką – niezależnie od tego, jak kontrowersyjną. Gdyż nawet antypisowska część środowiska teatralnego miała wątpliwości co do słuszności tego wyboru. Kiedy jednak ówczesny wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł (66) próbował podważyć wynik konkursu, Monika Strzępka zyskała pełne wsparcie. Ale do skutecznego przeprowadzenia rewolucji, którą nowa dyrektorka planowała, nie wystarczą medialne gesty, wymierzone przeciwko politycznym przeciwnikom.

Baba z wozu, koniom lżej?

Wielu oburzały happeningi, które na początku swojej dyrekcji przeprowadzała nowa dyrektorka (zwłaszcza złota wagina we foyer). Oburzało nazwanie waginetem tego, co zwyczajowo nazywamy gabinetem. Oburzała na końcu także bezczelność Strzępki w jej działaniach wokół Teatru Dramatycznego. Bo przez wszystkie przypadki odmieniała feminizm i równość. Ostatni akt wojny Moniki Strzępki ze światem rozpoczął się w listopadzie, kiedy w wywiadzie z Magdaleną Rigamonti (48 l.) zdradziła, że instytucja jest w finansowych tarapatach i ona musi zwalniać ludzi. Lecz równocześnie słyszeliśmy też o zatrudnianiu nowych pracowników.

To wtedy zaczęły się także oskarżenia o mobbing oraz informacje o licznych zwolnieniach psychiatrycznych. Pomimo tego widownia czekała na przekładaną premierę Heks na podstawie książki Agnieszki Szpili, które reżyserka miała zrobić, po raz pierwszy bez swojego partnera. Czy Demirski był w jakikolwiek sposób obecny przy powstawaniu tego spektaklu? Na stronie Teatru nie widnieje podobna informacja. Ostatecznie spektakl premiery się nie doczekał, za to Monika Strzępka doczekała się statusu wroga numer jeden. Wroga numer jeden wszystkich. Także Biura Kultury, które podjęło decyzję o odwołaniu jej ze stanowiska.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że teraz miasto umywa ręce od swojej wcześniejszej decyzji o powołaniu tej reżyserki na dyrektorkę. Powołaniu przecież pomimo wszystkich podnoszonych kontrowersji. Pamiętając o zarzutach wobec Moniki Strzępki, trudno o niej również nie pomyśleć jako o ofierze. Nie tylko swojej rewolucji czy opinii publicznej, lecz także złego zarządzania instytucjami kultury w stolicy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki