Pożar wybuchł ok. godz. 12. Czarna, gęsta chmura widoczna była z Warszawy, Nadarzyna i oddalonego o 25 kilometrów od hal Grójca. Na miejsce przyjechały 34 jednostki straży pożarnej, jednak żywioł okazał się silniejszy. Strażakom nie sprzyjała przede wszystkim wietrzna pogoda. Dlatego z błyskawicznie rozchodzących się płomieni udało się uratować jedynie część biurową hali, którą od pożaru oddzielała ognioodporna ściana. Hala magazynowa o powierzchni 10 tys. metrów doszczętnie spłonęła, a kupcy stracili cały dorobek.
Patrz też: Warszawa: Rodzina Jaskulaków poszkodowana w pożarze - Pomógł kolega ze szkoły
- Miejsce jest bardzo trudne do gaszenia. Wiatr nie jest naszym sprzymierzeńcem - bardzo utrudnia akcję i intensyfikuje pożar. Póki co, nie znamy przyczyn pożaru - relacjonował na miejscu rzecznik mazowieckiej straży pożarnej Dariusz Osucha.
Przez cały dzień w okolicy unosiły się kłęby czarnego dymu, które wiatr po południu zaczął spychać w stronę Żyrardowa i Grójca. W hali znajdowały się głównie chińskie ubrania, dlatego dym mógł być trujący. Strażacy przestrzegali mieszkańców, by nie wychodzili z domów i pozamykali okna.
Jak doszło do pożaru? To wyjaśni śledztwo. Nieoficjalnie mówi się o wojnie handlarzy. Sprzedawcy z Wólki to duża, zorganizowana grupa, w większości pochodzenia wietnamskiego. Niewykluczone, że to właśnie sprzedawcy z któregoś z konkurencyjnych handlowych molochów mieli coś wspólnego z gigantycznym pożarem. To jednak na razie tylko jedna z hipotez, którą będą prawdopodobnie sprawdzać śledczy.