- To duże obciążenie finansowe dla budżetu gminy, która ponosi koszty z tym związane w wysokości 6 tys. zł za dobę - tłumaczy Izabela Bońska z Urzędu Miasta w Wołominie. Dlatego od jutra lokatorzy spalonych budynków będą dostawać już tylko śniadania. O inne posiłki muszą zadbać sami lub zwrócić się o pomoc do opieki społecznej. - Mamy małe dzieci. Na obiady i kolacje musielibyśmy codziennie chodzić prawie dwa kilometry - żali się Luiza Horodyńska (28 l.), mama dwójki chłopców. - Tutaj nie ma gdzie gotować. Nie ma też lodówek. Zabroniono nam korzystania z urządzeń elektrycznych w pokojach. Nie mam nawet w nocy jak podgrzać dziecku mleka - dodaje rozżalona.
To jednak jeszcze nie koniec dramatu! Dyrektorka hotelu, w którym przebywają, zarządziła pozbycie się wszystkich zwierząt, które ocalały razem z pogorzelcami. - Powiedzieli, że możemy je oddać albo uśpić. Oczywiście nie zrobimy tego - oburza się Dariusz Ignaciuk (46 l.), właściciel Ramzesa (1 r.). Co dalej czeka mieszkańców z ul. Warszawskiej? - Miasto podjęło działania w kierunku zapewnienia pogorzelcom lokali zastępczych - mówi Izabela Bońska z urzędu. - W pierwszej kolejności zostaną zapewnione lokale osobom, które mają podpisaną umowę najmu z gminą.
Aby pomóc pogorzelcom, można przynosić dary do OSP w Wołominie przy ul. Żelaznej 8. Można również dokonywać przelewów na podany numer konta: 64 1240 6074 1111 0000 4989 4534, Bank Pekao SA, z dopiskiem "Pomoc dla pogorzelców".