Gdyby nagle jutro rano tysiące warszawiaków pomagających przy uchodźcach z Ukrainy zostało w domach, stolicę ogarnąłby chaos! Nikt nie zorganizowałby jedzenia śpiącym na środku hali Torwaru matkom z dziećmi, nikt nie zaopiekowałby się maluchami z Ukrainy w punkcie opiekuńczym przy Koszykowej, uchodźcy na Dworcu Centralnym, Zachodnim czy Wschodnim nie mieliby do kogo zwrócić się z pytaniami o informacje. To na wolontariuszach głównie opiera się gigantyczna machina pomocowa w Warszawie. Bez nich byłby dramat! I będzie dramat, gdy ich siły się wyczerpią.
Wolontariuszami, żeby było jasne, często są też urzędnicy – wielu wyszło zza biurek od codziennych spraw, by urządzić kolejny punkt pomocowy, by uczyć Ukraińców podstaw języka polskiego, by koordynować dostawy jedzenia, które w punktach zbiórki już się kończy. Kończą się też niestety możliwości warszawskich wolontariuszy… Ich nie przybywa. Nie ma ich kim zastąpić. Urzędnicy kiedyś za te biurka też muszą wrócić. Mogą tak funkcjonować tydzień czy dwa, ale jak długo?
Tymczasem końca napływu wojennych uciekinierów do Warszawy nie widać. Według danych ratusza przez Warszawę przewinęło się już ponad 250 tys. uchodźców. - W pierwszym tygodniu od tragicznego 24 lutego Warszawa mogła zaopiekować się od razu ponad 90 procentami przyjezdnych zza wschodniej granicy. Dziś – gdy mijają już dwa tygodnie, opiekę znajduje już tylko 70 proc. Reszta, czyli aż 30 proc. musi już liczyć na siebie. I to jest dramatyczne – zwrócił uwagę prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. I codziennie już jak mantrę zaczął powtarzać w stronę rządu: Potrzebny jest system pomocowy. Potrzebne są rządowe systemowe rozwiązania. Potrzebne jest wydzielone miasteczko dla uchodźców, które pomieści nawet 10 tys. osób.
A tych - po dwóch tygodniach krwawych walk na Ukrainie - ciągle brak. Codziennie do warszawskich szkół wpływają setki wniosków o przyjęcie dziecka z Ukrainy do podstawówki czy liceum. Na jak długo? Na jakich warunkach? Kto ma te dzieci uczyć? Zestresowane nastolatki mówiące tylko po ukraińsku lub angielsku trafiają do klasy przed maturą. A jak one tę maturę mają zdawać? Uchodźcy w tych największych skupiskach zaczynają chorować na covid – do jakich placówek mają trafiać?
Na te pytania (i wiele innych) wolontariusze już nie odpowiedzą. W stworzeniu systemu pomocowego nikt nie wyręczy urzędników – wojewody, prezydenta, ministrów.
A co robi wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł? W sytuacji gdy wolontariuszka z Torwaru ośmiela się mówić w mediach o tym, że brakuje leków, że ochotnicy sami sprzątają toalety, wojewoda (odpowiedzialny za organizację punktu na Torwarze) pisze pismo, w którym oświadcza, że kobieta „nie jest już koordynatorką wolontariuszy”. Tylko że ona nie jest pracownikiem wojewody, a koordynatorką została spontanicznie...
Ja rozumiem niską tolerancję polityków na krytykę, ale to naprawdę nie czas na wojenki z wolontariatem Panie wojewodo. Wojowanie z wolontariuszami w momencie, gdy są tak bardzo potrzebni, zakrawa na groteskę. Nie uchodzą drobne uszczypliwości, gdy tysiące ludzi uciekają przed śmiercią, a kolejne tysiące chcą im pomagać. Decydenci - do roboty! Pokażcie, że umiecie działać tak sprawnie, jak wolontariusze, a będzie dobrze.
Izabela Kraj
Przeczytaj także inne felietony z cyklu "Kraj o Warszawie".
Warszawa jak Kijów? Zagrożenie realne
Dlaczego Owsiak wsadził Trzaskowskiego na minę
Po co Warszawie burmistrzowie? Czy są potrzebni?
Promocja Warszawy za osiem gwiazdek! Kraj o Warszawie. Felieton