Ratownicy pełnili całodobowe dyżury na rzece przez ostatnie trzy sezony. W 2016 roku wygrali konkurs rozpisany przez ratusz na realizację patroli nad Wisłą. - W jego ramach otrzymali 600 tys zł. Po 200 tys. na każdy rok. Teraz ta umowa się skończyła – przypomina Gawor, a kierownictwo Stołecznego WOPR odpowiada, że w tej sytuacji nie będą mogli działać w takim zakresie jak wcześniej. - Nie jesteśmy w stanie zapewnić 24-godzinnego dyżuru na Wiśle. Teraz działamy tylko społecznie – mówi Błasiak. Pieniądze, które WOPR dostawał od miasta przeznaczane były m.in. na utrzymanie bazy w Porcie Czernikowskim, paliwo do łodzi oraz na wynagrodzenia dla ratowników, którzy w tygodniu pełnili dyżury po dwóch, a weekendy pracowało ich w sumie po pięciu. Jak to będzie wyglądało teraz? - Kiedy ratownik ma do wyboru pójść społecznie pracować w weekend, albo pojechać nad morze i zarobić pieniądze to z reguły decydują się na tę drugą opcję – tłumaczy prezes WOPR-u i zapewnia, że mimo wszystko jego ratownicy będą pojawiać się na rzece, ale dużo rzadziej.
Czy taka sytuacja odbije się negatywnie na bezpieczeństwie? Gawor przypomina, że Wisła będzie patrolowana przez policję, która jest wspierana przez strażaków. - Komisariat Rzeczny dostał 40 dodatkowych służb, więcej środków ma też jednostka straży pożarnej, która odpowiada za bezpieczeństwo na Wiśle – mówi szefowa BBiZK. Błasiak uważa z kolei, że funkcjonariusze są bardzo potrzebni na rzecze, ale nie mogą skupić się na ratowaniu tak jak patrole WOPR-u. - Policja zawsze działała na rzece, natomiast trzeba pamiętać, że oni mają szereg innych zadań przede wszystkim pilnowanie porządku, zajmowanie się przestępstwami i wykroczeniami – wymienia.