Dochodziła godz. 9, gdy w sklepie przy ul. Czerniakowskiej na Mokotowie rozegrały się sceny jak z filmu. Wewnątrz było wówczas pięciu klientów. Wtedy wszedł 41-letni łysy mężczyzna i stanął przy lodówce z napojami, czekając, aż pozostali zrobią zakupy i wyjdą. Gdy tak się stało, podszedł do 27-letniego sprzedawcy i zażądał rozmowy telefonicznej z szefem sklepu.
ZOBACZ TEŻ: Gruba kasa fruwała po centrum Warszawy. Stuzłotówki wysypywały się z samochodu!
Młody mężczyzna doskonale wiedział, że na jego zmianie może dojść do takiej sytuacji. Kolega z pracy ostrzegał go, że ten sam wysoki, łysy mężczyzna był u nich dzień wcześniej. Wtedy również chciał skontaktować się z właścicielem, ale ten nie chciał z nim rozmawiać. Kiedy oczekiwania 41-latka nie zostały spełnione, wziął sobie piwo z lodówki, kwitując to zdaniem „to na koszt firmy” i wyszedł.
Zarówno szef, jak i kolega 27-latka zalecali ostrożność, obawiając się agresywnego zachowania ze strony mężczyzny. Dlatego młody sprzedawca nie wahał się ani chwili, tylko zadzwonił do szefa ze swojego telefonu i przekazał słuchawkę 47-latkowi.
Mężczyzna wyszedł na zewnątrz i zaczął dyskusję. Po chwili jednak wrócił rozzłoszczony. Oddał sprzedawcy telefon i oznajmił, że nie dogadał się z jego szefem. To jednak nie zakończyło sprawy. Agresywny 47-latek chciał dostać to, po co przyszedł. Skoro nie udało się po dobroci, postanowił użyć argumentu siły.
- Stanął przed ladą, prawą ręką odsunął bluzę i zażądał pieniędzy, grożąc sprzedawcy, że go zabije. Ten będąc przekonany, że mężczyzna ma pistolet, który trzyma za paskiem w okolicy biodra, zapytał się, o jaką kwotę chodzi. 47-latek powiedział, że chce 300 zł, za trzy dni pracy jego partnerki - opowiedział podkom. Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.
Przerażony sprzedawca przestraszył się nie na żarty. W obawie o swoje życie dał agresywnemu mężczyźnie. Dopiero wtedy 47-latek wyszedł ze sklepu. Gdy pierwszy szok minął i do 27-latka dotarło, co właśnie się wydarzyło, natychmiast zadzwonił do właściciela sklepu, a ten z kolei wezwał policję.
- Mundurowi przyjęli zawiadomienie od pokrzywdzonego, ustalili okoliczności oraz rysopis napastnika. Następnego dnia wywiadowcy dowiedzieli się, kim był mężczyzna, który w imię miłości do swojej partnerki, dopuścił się rozboju i zatrzymali go oraz zabezpieczyli przedmiot, który swoim wyglądem mógł przypominać pistolet - powiedział podkom. Koniuszy.
Agresywny 47-latek usłyszał już zarzuty. Najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Jego pobyt za kratkami może się jednak znacznie wydłużyć. Za haniebne zachowanie kierowane miłością do 41-letniej partnerki, mężczyźnie grozi mu nawet 12 lat w więzieniu.