Katastrofa miejskiego autobusu na warszawskich Bielanach w czerwcu 2020 roku wstrząsnęła całą Polską. Autobus linii 186 z pasażerami przebił barierki i zawisł na moście Grota-Roweckiego przełamując się w pół. Jedna osoba zginęła na miejscu, blisko 20 osób było rannych. Kierowca tego feralnego kursu, Tomasz U., który wtedy był naćpany, zasiadł właśnie na ławie oskarżonych. Przyznał się, że przed wyjazdem brał amfetaminę, bo go bolał kręgosłup. W czasie przesłuchania wyznał też przerażająco: - „Gdy się dowiedziałem, że jedna osoba nie żyje, załamał mi się świat. Swoją głupotą zabiłem człowieka”. Przed sądem Tomasz U. potwierdził, że tak powiedział. Nie zgodził się tylko z zarzutem, że zrobił to umyślnie. Jedną z poszkodowanych w katastrofie autobusu, była pani Katarzyna (42 l.). Zeznawała przed sądem jako pierwszy świadek. Opowiedziała o tym, jak bardzo wypadek na Grota-Roweckiego wstrząsnął jej życiem...
- W dniu wypadku jechałam do pracy. Około godz. 12. wsiadłam w autobus 186 na pętli Nowodwory na Białołęce. Zdziwiłam się, bo godzina odjazdu autobusu nie zgadzała się z żadną z harmonogramu. Usiadłam w przedniej części autobusu, po prawej stronie, przy szybie – rozpoczęła opowieść pani Katarzyna. Pamięta, że kierowca jechał szybko i szarpał pojazdem na przystankach. - Jechał bardzo agresywnie. Wjechaliśmy na most Grota- Roweckiego. Autobus jechał skrajnym prawym pasem. Zdziwiło mnie to, że nie zmieniał pasa ruchu na sąsiedni, ponieważ ten, którym jechaliśmy, miał się zaraz skończyć i skręcić na Wisłostradę. A kierowca jechał prosto na barierkę. Nagle uświadomiłam sobie, że kierowca w nią wjedzie! Złapałam się poręczy. Wydaje mi się, że widziałam, jak przed barierką skręcał delikatnie w lewo, ale to był moment przed tym jak z impetem uderzył w barierkę. Wielki hałas, zgrzyt, siła uderzeniowa była tak duża, że zaparło mi dech - relacjonuje pasażerka, która wystąpiła przed Sadem Okręgowym w Warszawie jako pierwszy świadek katastrofy. Kolejni mają być przesłuchiwani w marcu.
- Czułam, że moja cześć autobusu przechyliła się na prawą stronę. Byłam przygnieciona do szyby, mam wrażenie, że pasażerowie, którzy siedzieli po lewej stronie, tak jakby przeturlali się na mnie. W kilku sekundach szyba pękła i spadłam na beton. A nade mną wisiał ten autobus. Bałam się, że runie na mnie. Przemieściłam się dalej na trawnik - poszkodowana kobieta była zmuszona jeszcze raz wrócić do wydarzeń, które na wiele tygodni wywołały w niej traumę.
- Widziałam inne zakrwawione osoby. Ludzie krzyczeli, aby im pomóc. Było ich bardzo dużo. Świadkowie dzwonili po karetkę. Kto mógł, oferował jakaś pomoc. Trafiłam do szpitala. Miałam wstrząśnienie mózgu i ranę na łydce, która musiała być zszyta. Dodatkowo bardzo dużo zranień na ciele przez szkło i upadek na beton – relacjonuje. Po wypadku przez 3 tygodnie była na zwolnieniu i nie chodził do pracy.
- Wywołało to we mnie ogromny stres. Bałam się nawet wyjść z domu. Chodziłam na terapię, miałam stwierdzony zespół stresu pourazowego. Uznałam, że muszę sobie z tym poradzić i w końcu zakończyłam terapię - wyznaje szczerze Katarzyna, ofiara katastrofy autobusu linii 186.
Polecany artykuł:
- Żałuję tego, co się stało, że pojechałem i nie przewidziałem tego, co się stanie. Żadne słowa nie oddadzą tego, jak się czułem po tych wszystkich wydarzeniach. Miewam koszmary z tego, co się stało. Cały czas mam w głowie ten widok - wyznał przed sądem łamiącym się głosem Tomasz U.
Byłemu już kierowcy grozi 12 lat więzienia.