Katastrofa polskiego autokaru na Chorwacji wstrząsnął Polakami
Do tego mrożącego krew w żyłach wypadku doszło w sobotę, 6 sierpnia, ok. godz. 5:40 na autostradzie A4 w pobliżu Zagrzebia. Bilans ofiar jest wstrząsający - 12 osób zginęło, a 32 zostały ranne. Stan 19 poszkodowanych jest określany jako ciężki. Wszystkie ofiary wypadku to polscy pielgrzymi, którzy zmierzali do położonego w w Bośni i Hercegowinie sanktuarium maryjnego w Medjugorje. Jak poinformował Łukasz Jasina, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, uczestnicy pielgrzymki pochodzili z okolic Konina, Sokołowa Podlaskiego i Jedlni pod Radomiem.
Ranni pielgrzymi są leczeni w pięciu szpitalach, m.in. w stolicy Chorwacji - Zagrzebiu, gdzie są specjalni korespondenci "Super Expressu" - Mateusz Nadworski i Sebastian Wielechowski. Rozmawiali m.in. z księdzem Leszkiem, który we wstrząsający sposób opisał moment śmierci pielgrzymów. - Niewiele pamiętamy, bo to było nad ranem. Wszyscy spaliśmy, więc usłyszeliśmy tylko trzask pobocza, ten trzask nas obudził. No i potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Wyszedłem, można powiedzieć bez szwanku, bo siedziałem bardziej z tyłu. Autobus wpadł do pobocza z prawej strony i Ci, którzy byli z przodu to ich właściwie przygniotło tymi, którzy byli z tyłu - relacjonuje tragiczny wypadek autokaru w Chorwacji.
Katastrofa polskiego autokaru w Chorwacji. "To była wieczność"
Z Panią Beatą, uczestniczką pielgrzymki z Mazowsza, rozmawialiśmy krótko w szpitalu w Zagrzebiu. - Pamiętam niewiele, bo było ciemno, była noc. To wszystko działo się szybko. Nie spałam, ale miałam zamknięte oczy. Wielki huk, później byłam przygnieciona dwoma siedzeniami. Byłam przytomna, nie straciłam przytomności. Cały czas byłam świadoma. Widziałam malutko miejsca, wszystko było przewrócone, więc obraz trochę się rozmywał. Czekaliśmy aż nas rozetną, bo byliśmy zakleszczeni - mówi w rozmowie z Mateuszem Nadworskim, reporterem "Super Expressu".
Na pytanie, jak długo oczekiwali na pomoc odpowiada: - Dla nas to wieczność, ale podobno krótko - po 13 minutach przyjechali, ale ja miałam wrażenie, że to trwało dłużej. Jestem w szoku, nic mi się nie stało, nie jestem połamana, mam tylko złamaną łopatkę i trochę stłuczoną nogę. Siedziałam w drugiej części, po prawej stronie, za drugimi drzwiami - mówi nam kobieta.
Pani Beata pochwaliła za to opiekę medyczną w Chorwacji i działania polskich służb dyplomatycznych. - Polscy policjanci byli tu dwa razy, byli polscy lekarze, pani psycholog też była, więc bardzo w porządku. Też jak ktoś zna angielski - to z tymi lekarzami się porozumiewaliśmy - przyznała.
Dlaczego doszło do wypadku autokaru w Chorwacji?
Jak nieoficjalnie podają chorwackie media, kierowca autokaru najprawdopodobniej zasnął za kierownicą i wtedy pojazd wpadł do przydrożnego rowu. Takiej wersji wydarzeń nie wykluczył Josip Mataija, komendant policji drogowej Chorwacji.
ZOBACZ TEŻ: Makabryczny wypadek w Chorwacji. "Nie mamy kontaktu z naszymi pielgrzymami z Jedlni"
- Potrzebne jest teraz śledztwo, które zbada i jasno określi przyczynę tej tragedii. Możliwe, że kierowca zasnął, że miał problemy zdrowotne, ale najlepiej jest zostawić te teorie i zaczekać na wyniki śledztwa, by z pewnością wiedzieć, jak doszło do tego wypadku - powiedział komendant chorwackiej drogówki w telewizji HRT. - Śledztwo zostanie zakończone tak szybko, jak to tylko możliwe - zapewnił Josip Mataija.