W warszawskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces 23-latka, określanego mianem bestii po tym, jak w lutym napadł w bramie przy ul. Żurawiej przypadkową, nieznana mu dziewczynę, brutalnie zgwałcił i dusił a potem nagą i nieprzytomną okradł i zostawił na ulicy. Jego obrońca chciał utajnienia procesu. Sąd zgodził się częściowo – utajnione będą przyszłe zeznania Doriana. Sąd zdecydował się jednak publicznie odczytać zeznania 23-latka, które złożył tuż po zatrzymaniu. Jego słowa zmroziły obecnych na sali.
Tego dnia, którego zaatakował Lizę, pił alkohol. Najpierw w domu – w ciągu 4 godzin miał wypić 2 litry piwa. Później w barze poprawił to drinkami.
– Dziwnie się czułem, nie umiem tego opisać. Przeszedłem przez pasy Marszałkowską i wtedy zobaczyłem tę dziewczynę. Byłem w jakimś amoku, nie czułem strachu, nic. A jestem ogólnie strachliwy i emocjonalny – tłumaczył śledczym w lutym.
Zaprzeczył, by planował kogoś zabić. Chciał obrabować sklep. Zamiast napadu, wybrał bezbronną Lizę. Zaczął jej grozić.
– Nie pamiętam dokładnie, co się działo. Przycisnąłem ją do ściany i zażądałem pieniędzy. Wcześniej zabrałem jej telefon. Zdjąłem pasek, by zawiązać go jej wokół szyi i przywiązać ją do bramy. Chciałem mieć pewność, że nie wstanie i nie zgłosi tego na policję. Zacisnąłem pasek wokół szyi, rozebrałem i wtedy ją zgwałciłem. Nie wiem, czemu to zrobiłem – tłumaczył dalej Dorian S.
– Była półnaga, przykryta kurtką. Myślałem, że była nieprzytomna. Przyjrzałem jej się i stwierdziłem, że nie żyła. Zadzwoniłem na 112. Usłyszałem od ratownika, z którym rozmawiałem, żeby rozpocząć reanimację. Po kilku uciskach klatki piersiowej na miejsce przyjechało pogotowie, a chwilę później policja – tłumaczył już w środę (4 grudnia) przed sądem mężczyzna, który znalazł Lizę jako pierwszy.
Niestety pomimo szybkiej reakcji mężczyzny i ratowników, dziewczyna zmarła tydzień później w szpitalu. Kolejna rozprawa została zaplanowana na 16 grudnia.