Takiej sytuacji pod nosem Kaczyńskiego jeszcze chyba nie było. Funkcjonariusze siedzieli w radiowozie i pilnowali porządku pod siedzibą Prawa i Sprawiedliwości. W pewnym momencie samochód odmówił posłuszeństwa. Mundurowi rozkraczyli się na środku ulicy pod budynkiem PiS-u i nie wiedzieli co z tym fantem zrobić. W końcu przez radio wezwali posiłki. Po kilkunastu minutach z pomocą na miejscu zjawił się kolejny radiowóz z okablowaniem. Policjanci rozstawili się na środku drogi, otworzyli maski i… podpięli kable. Prąd po drutach poszedł błyskawicznie. Jeden z mundurowych lukał przez szybę, czy akumulator się ładuje. Reszta policjantów pod drugiej stronie ulicy robiła notatki, chyba z tego niecodziennego zdarzenia. W końcu po kilkunastu minutach policyjna bryka odpaliła. Uradowani stróże prawa znów mogli ruszyć. Co było powodem rozładowania akumulatora? Najwyraźniej panowie relaksowali się przy radyjku z dmuchającą klimatyzacją.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE Uwaga warszawiacy! Pilnujcie się! Strażnicy miejscy dostali nowe uprawienia