Wszedł a drzewo, by ratować swojego kota
To nie mieści się w głowie, że można spaść z wysokości drugiego piętra i nawet nie zadrapać się w palec! Sławomir N. (†58 l.) z Ostrowi Mazowieckiej był postrzegany jako wielki szczęściarz. Wszystko mu się udawało i uchodziło na sucho. Jego dobra passa zakończyła się jednak tragicznie. Nie zginął w wypadku, jak przepowiadało mu wielu znajomych. Nagła śmierć Sławomira związana jest z miłością mężczyzny do kota Gacka (3 l.).
Samotny 58-latek, którego opuściła żona, a dzieci wyjechały do Anglii, dostał w prezencie od brata bliźniaka małego kotka. Sławomir opiekował się nim, jak członkiem najbliższej rodziny. Wszędzie chodził z Gackiem. Woził go rowerem i samochodem do znajomych. W połowie października Sławomir spostrzegł, że Gacek gdzieś przepadł. Szukał go z sąsiadem przez kolejne trzy dni. Płakał zrozpaczony i odchodził od zmysłów.
Wreszcie razem z bratem Stanisławem (58 l.) ruszyli na poszukiwania kota do pobliskiego lasu. Już po chwili zobaczyli Gacka na czubku sosny. Mruczek siedział wygłodzony i miauczał ostatkiem sił. Sławomir niewiele myśląc, chwycił linkę holowniczą auta i wdrapał się na drzewo. - Schował za pazuchę kurtki kota i w tym czasie pośliznął się. Spadł pod drzewo. Wstał, zrzucił z brody igliwie i poszedł do samochodu - opowiedział nam Stanisław, brat bliźniak Sławomira. - Nic mu się nie stało, ale kot uciekł gdzieś w las. Znowu szukaliśmy go, ale nic z tego. Przepadł bez śladu - dodał.
Tęsknota za Gackiem zabiła Sławomira?
Sławomir nie potrafił pogodzić się ze zniknięciem ukochanego kota. - Brat znowu płakał za Gackiem. Trzy noce nie spał i nic nie jadł - powiedział nam jego brat bliźniak. Wtedy doszło do tragedii, której nikt się nie spodziewał. - Wieczorem zasłabł. Trafił do szpitala, gdzie zmarł rankiem na zawał – wyjaśnił Stanisław. - Po prostu Sławkowi pękło serce z tęsknoty za swoim Gackiem. To był dla nas wielki szok, bo nigdy na nic się nie leczył. Gacek nie wrócił już - dodał.