Wybory Samorządowe 2014. Jacek Sasin: Jestem szansą na dobrą zmianę

2014-11-12 12:28

Kandydat PiS na prezydenta Warszawy mówi o pomysłach na ożywienie Pragi, planach powołania Rady Etyki Kultury. Oraz o tym dlaczego nie chce być szeryfem i dlaczego... musiałby zwolnić z pracy swoją żonę

Super Express: Jako jaki prezydent chciałby być Pan zapamiętany?

Jacek Sasin: Jako prezydent, który dokonał przełomowego rozwoju Warszawy, największego po II wojnie światowej. Dał impuls do dogonienia tej wielkiej infrastruktury potrzebnej miastom europejskim, ale też likwidował wieloletnie zapóźnienia związane z brakiem kanalizacji czy toalet w domach. Doinwestowałbym znacznie Pragę. Byłbym też mecenasem kultury, bo to kultura jest duszą miasta. I dbał równomiernie o wszystkie dziedziny życia miasta, także tę społeczną, dziś dość zaniedbana.

Ale metro też będzie Pan budował?

- Chcę budować kolejne linie, ale taniej niż do tej pory, tam gdzie się da – odkrywkowo. Dzięki temu można zaoszczędzić ok. 30 proc. kosztów. Na pewno puściłbym metro na Gocław. I zlecił analizy dokąd powinny dojść trzecia i kolejne linie. To wstyd, że w biedniejszym od Warszawy Bukareszcie może powstać 8 linii a u nas przez 8 lat buduje się centralny odcinek jednej!

Proszę jeszcze raz wyjaśnić główne hasło kampanii. Jakim cudem komunikacja miejska może być bezpłatna?

- Pieniądze na komunikację wezmę od nowych podatników. W Warszawie jest minimum 300 tys. osób, które tu mieszkają i pracują ale nie płacą podatków. Trzeba ich do tego zachęcić. To miliard złotych rocznie potencjalnych wpływów. Koszt mojego projektu to ok. 750 tys. zł.

Ale nie od razu w 2015r?

- Dodatkowe pieniądze wpłyną do budżetu najwcześniej za 2 lata, w tym czasie będę stopniowo obniżał ceny biletów, w pierwszym roku o 30% a do bezpłatnej komunikacji dojdziemy w 4 roku mojej prezydentury.

Gdzie postawiłby pan pomnik Lecha Kaczyńskiego?

- Najlepiej w centrum miasta

Mówi Pan, że będzie kontynuował politykę Lecha Kaczyńskiego. On zaczął swoje rządy w ratuszu od licznych kontroli w zawiadomień do prokuratury. Jacek Sasin też będzie tak kontrolował?

- Każdy, kto wchodzi do urzędu, musi przeprowadzić audyt, bilans otwarcia. To standard. Jeśli pojawią się nieprawidłowości, będą konsekwencje. Ale dziś jest inna sytuacja niż 12 lat temu, Lech Kaczyński obejmował urząd jako szeryf, który ma rozprawić się z tzw. „układem warszawskim", głośno było o aferach, przekrętach, korupcji. Musiał dokonać rozliczeń, tego też oczekiwali warszawiacy. Dziś takiej atmosfery nie ma. Ja nie mam poczucia, że się bardzo źle w ratuszu dzieje. Więc mówiąc o kontynuacji polityki miałem na myśli raczej stosunek do poszczególnych dziedzin życia mieszkańców, politykę społeczną, kulturalną i historyczną, niż bycie drugim szeryfem.

Pańska żona od lat pracuje w ratuszu. Jeśli zostanie pan prezydentem to...

- Niestety będzie musiała przestać pracować. Prawo jednoznacznie zabrania takich sytuacji. Nie mógłbym być pracodawcą dla własnej żony

No to wróćmy do polityki kulturalnej. Czego dziś brakuje w Warszawie?

- Pieniędzy. Prezydent bardzo zaniedbała tę sferę. Czas powrócić do roli mecenatu miasta nad kulturą. Myślę też o powołaniu Rady Etyki Kultury, niezależnej od władzy, złożonej z artystów i historyków sztuki.

Oj pachnie mi to cenzurą...

- To nie cenzura. Broń Boże! Rada opiniowałaby tylko pewien wymiar etyczny przedsięwzięć artystycznych finansowanych z budżetu miasta. Nie zamierzam ingerować w to, co robią artyści i dyktować im czegokolwiek. Ale nie chciałbym finansować przedsięwzięć, które obrażają czyjeś uczucia religijne, czy normy kulturowe.

Co zrobi Pan dla Pragi?

- Marzy mi się atrakcyjne centrum Warszawy rozszerzone na oba brzegi Wisły. Poza obwodnicą i rewitalizacja kamienic na Pradze trzeba umiejscowić ważne przedsięwzięcia kulturalne. Wszystkie wielkie muzea znajdują się dziś po lewej stronie Wisły. Muzeum Pragi tylko podkreśla lokalność tej dzielnicy. Więc podyskutowałbym czy nie przenieść tam Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Połączyłbym też Pragę ze Starym Miastem i Nowy Świat z błoniami Stadionu Narodowego mostami pieszo-rowerowymi.

Kampania wyborcza na finiszu. Jaka ona była, z pana perspektywy?

- Trudna. Bo trzeba było się zderzyć z ogromna machina urzędującej prezydent Warszawy, która jest jeszcze wiceszefowa partii rządzącej w kraju, ma zatem za sobą cały administracyjny aparat, który ja wspiera. To było widoczne rok temu podczas referendum, gdy prezydent, premier i prymas nawoływali, by nie iść do głosowania. Prezydent nadal niestety wykorzystuje sprytnie urząd do kampanii. Bo czym – jak nie festynem wyborczym za publiczne pieniądze – jest otwarcie metra dla warszawiaków tydzień przed wyborami, mimo, że nie jest ono jeszcze uruchomione?

Kampania była też dziwna z tego powodu, że urzędująca prezydent unikała kontaktu z kontrkandydatami. Takie zachowanie bierze się z obawy, że w konfrontacji trzeba by mówić o wielu niewygodnych sprawach, które obnażyłyby styl rządzenia miastem.

Jeśli będzie druga tura to jakie pytania chciałby Pan zadać Hannie Gronkiewicz-Waltz, gdy jednak spotkacie się w debacie?

- Jak wyobraża sobie rozwój miasta w perspektywie większej niż jedna kadencja. I jak wówczas będą finansowane inwestycje? Dziś łatwo planować na 5 lat, skoro są fundusze unijne, ale co dalej?

No właśnie , co dalej?

- Myślę, że warszawiacy dostrzegą 16 listopada, że prezydentura Hanny Gronkiewicz-Waltz jest już jałowa, bez żaru i dobrych pomysłów. Wybory i moja kandydatura są szansą na dobrą zmianę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki