- To jedna z największych zmian w samorządzie od 1989 roku - mówił niedawno wiceprezydent Jarosław Kochaniak (46 l.), prezentując projekt nowego systemu odbioru śmieci. Zgodnie z nim opłaty za wywóz mogą wzrosnąć nawet pięciokrotnie. Na dodatek system jest pełen absurdów. Przykład? Metody naliczania opłat od powierzchni lokalu lub gospodarstwa sprawią, że osoba mieszkająca samotnie zapłaci za śmieci więcej niż 5-osobowa rodzina, choć produkuje ich przecież znacznie mniej.
Trudno w to uwierzyć, ale projekt, w którym to nie ludzie, a metry kwadratowe i mieszkania produkują śmieci, kosztował nas krocie. Urzędnikom doradzały przy nim prywatne firmy, które zażyczyły sobie za to ponad 1,5 mln zł. Nic dziwnego, że kwota budzi oburzenie. - Mogli przyjść do mnie. Ja bym im za darmo powiedziała, jak poradzić sobie z odbiorem śmieci - mówi z kolei Anna Krygier (55 l.), prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Waszyngtona", która rozlicza dziś wywóz śmieci od liczby osób i grozi jej trzykrotny wzrost wysokości opłat. - To pierwszy zwiastun czekających nas wydatków - mówi z kolei Jarosław Krajewski (30 l.), radny PiS.
To jednak nie wszystko. Ratusz szacuje, że 2-3 proc. kosztów funkcjonowania nowego systemu, czyli ok. 580 mln zł, pochłonie administracja. Mało tego, jego obsługą mają się zająć osoby odpowiedzialne wcześniej za... organizację EURO 2012. - To kilka osób, które sprawdziły się przy realizacji projektów. Kluczowe stanowiska zajmą osoby wyspecjalizowane w ochronie środowiska czy naliczaniu opłat - uspokaja Agnieszka Kłąb, zastępca rzecznika Ratusza.
Niebawem może okazać się jednak, że koszty śmieciowej rewolucji będą jeszcze większe. Jak dowiedział się "Super Express", decyzja o wyborze metody naliczania opłat zapadnie pewnie dopiero w lutym. Urzędnicy i radni PO chcą poczekać na decyzję posłów dotyczącą zmian w ustawie o utrzymaniu czystości, które umożliwiłyby mieszanie metod naliczania opłat w obrębie jednej gminy. Przygotowany przez Ratusz system może się więc jeszcze zmienić.