Miejsca, do których latają urzędnicy, bywają egzotyczne. Przykład? Tegoroczna wizyta wiceprezydenta Jarosława Kochaniaka (42 l.) w Korei Południowej aż za 11 tys. zł. Średni koszt pozostałych też jest spory - to 5,4 tys. zł!
Mimo kryzysu w przyszłym roku włodarze stolicy nie zamierzają rezygnować z podróży. Twierdzą jednak, że będą oszczędzać. - Jeśli będą przeloty, to nie pierwszą, a ekonomiczną klasą, a nawet tanimi liniami. Najczęściej jednak urzędnicy pojadą pociągami - mówi Jarosław Jóźwiak (25 l.), wiceszef gabinetu prezydenta.
Gabinet prezydenta zarezerwował na podróże w budżecie 1,3 mln zł, czyli o 120 tys. zł mniej niż w tym roku. Do tego dochodzą jednak koszty wyjazdów urzędów podległych ratuszowi, radnych czy delegacji dzielnic. Razem - ponad 2 mln zł.
Choć urzędnicy zapewniają, że nie będzie żadnych egzotycznych wypraw, w planach na przyszły rok figuruje wystawa w Szanghaju. We wstępnym kalendarzu wizyt są też targi nieruchomości w Cannes i Monachium, na które wybiorą się kilkuosobowe delegacje, wizyta przedstawiciela prezydenta w Brukseli, pobyt w Stuttgarcie oraz coroczne seminarium dla 13 osób w Berlinie, do którego sam dojazd pochłonie około 2,5 tys. zł. Nie wiadomo jeszcze, gdzie wybierze się sama Hanna Gronkiewicz-Waltz (57 l.). Choć otrzymuje ona kilkaset zaproszeń rocznie, odbędzie ponoć co najwyżej kilka zagranicznych podróży.
Urzędnicy tłumaczą, że jeżdżą, by utrzymywać dobre stosunki z innymi miastami i się dokształcać. - Te wyjazdy przynoszą wymierne efekty. Przykładem jest wspólny bilet, którego wdrożenie podejrzeliśmy w Berlinie - mówi Jarosław Jóźwiak.